Z czym (i w czym) biegać w Tatrach zimą

Biegać zaczęłam w zwykłych „adidasach” na siłownię, bawełnianych spodniach dresowych i kurtce, w której chodziłam „na miasto”. Moje pierwsze bieganie w górach przypadło zimą i były to Tatry. Miałam już buty biegowe, ale były to letnie buty bez żadnego bieżnika, kupiłam jakieś cieplejsze legginsy, a kurtkę miałam rowerową.

W ciągu kilku lat siłą rzeczy obrosłam w różnego rodzaju sprzęt (nabywam go głównie pod kątem zawodów, aby było wygodniej i lżej), ale też bieganie w Tatrach, zwłaszcza w warunkach zimowych wymaga większego skupienia się na „szpeju”, niż to było w nie tak odległych jeszcze czasach, gdy biegałam głównie w Lasku Bielańskim lub nad Wisłą.

Dostaję dużo pytań odnośnie sprzętu na tatrzańskie warunki, a ponieważ mamy zimę, to kwestia ubioru czy sprzętu odgrywa dużo większą rolę niż latem. Postanowiłam więc podzielić się moim doświadczeniem.

Mój spis i opis dotyczy tylko zimowych warunków w Tatrach i długich wycieczek w wyższe partie gór i opiera się na moim doświadczeniu. Chętnie poznam uwagi mądrzejszych ode mnie osób i lepiej znających Tatry, ale u mnie to się sprawdziło. Może coś z tego dla siebie wyciągniecie 🙂

Co na stopy?

  • ciepłe buty z dobrym bieżnikiem i goretexem: całą zeszłoroczną zimę, a także poprzednie zimowe obozy biegowe w Tatrach biegałam w letnich butach trailowych lub nawet zwykłych asfaltówkach. Były to m.in. Salomon sense ultra SG, w których zamarzały mi stopy, czy Nike zoom Terra Kiger, które się strasznie ślizgały na lodzie. Teraz biegam w Adidas terrex boost z goretexem (które dostałam – recenzja tutaj), które okazały się bardzo dobre na zimowe górskie warunki. Bieżnik dobrze trzyma na śniegu, dobrze sprawdza się na lodzie i mokrej skale. Nie odmroziłam sobie palców, mimo wielogodzinnego przebywania w zmrożonym śniegu z minimalną ilością ruchu.
  • stuptuty: nigdy ich nie używałam, skutkiem czego często miałam śnieg w butach, który zamieniał się często w lód i mroził stopy. Na ostatniej wyciecze pierwszy raz miałam na nogach stuputy i muszę powiedzieć, że jeśli jest dużo śniegu, wybieramy się na mało popularny szlak i trzeba torować, naprawdę się przydają. Jeśli natomiast jest mało śniegu, są zupełnie niepotrzebne.
  • raczki: zabieram do plecaka tylko wtedy, gdy jest mało śniegu, a na szlakach jest dużo lodu, bardzo pomagają na oblodzonych podejściach czy oblodzonych zbiegach.
  • raki: po ostatnich wycieczkach w zimowych warunkach przyznaję, że czasami warto zabrać prawdziwe raki, nie po to, żeby w nich biegać (to jest nawet niewskazane), tylko przejść jakieś trudniejsze trawersy. Nikogo nie zachęcam do wybierania zimą w Tatrach szlaków, których nie znacie, które są zamknięte i nie przechodzone, gdzie zamiast wydeptanej ścieżki jest oblodzony stromy stok. Ale jeśli już idziecie w nieznany teren, to zabierzcie raki (i czekan, o czym niżej). Ja posiadam dość lekkie, aluminiowe Black Diamond.
  • ciepłe skarpety: jeśli wybieramy się na dłuższą wycieczkę w góry i jest poniżej 0 stopni, to ciepłe skarpety w połączeniu z zimowymi butami mogą uratować nam stopy (tak przy najmniej jest u mnie). Na długie wycieczki często też zakładam skarpety kompresyjne.

W co się ubieram?

  • ocieplane legginsy: to dla mnie podstawa, nie lubię gdy marznie mi tyłek, gdy temperatura zbliża się do 0 albo spada poniżej, zawsze zakładam ocieplane, obcisłe legginsy.
  • ciepłe spodnie wiatroodporne: gdy temperatury są bardzo niskie i wieje wiatr zakładam jeszcze cieplejsze spodnie biegowe z wiatroodpornymi elementami z przodu (chroniącymi uda przed wiatrem). Obecnie mam spodnie dobsom Lima, wiatroszczelne z przodu, z dodatkowym ociepleniem na górze ud i oddychające z tyłu.
  • bluzka z długim rękawem: z reguły ciepła termoaktywna.
  • bluza biegowa z kapturem: dla mnie kaptur (i czapki) to podstawa, ponieważ mam problemy z zatokami, ale są osoby, które biegają tylko w opasce na czoło i uszy. Osobiście uważam, że jednak warto chronić głowę i zatoki (nawet jeśli nie mamy z nimi problemu), przez głowę ucieka najwięcej ciepła, które jest nam potrzebne do ogrzania ciała.
  • lekka kurka wiatrówka: jeśli nie ma dużego mrozu i nie biorę goretexu.
  • lekka kurtka puchowa: biorę ją na każdą długą wycieczkę, wyżej niż w dolinkach, nawet gdy jest słoneczna pogoda i jest miarę ciepło (ok 0 stopni). Po pierwsze pogoda może się w każdej chwili załamać, mogę się zgubić i potrzebować wezwać TOPR i czekać na pomoc w miejscu, mogę nie zdążyć na busa i czekać w zimnie na okazję. Sytuacji, jakie mogą się zdarzyć jest cała masa, taka kurtka prawie nic nie waży, a może uratować mi zdrowie. Poza tym osoby, które mają 15% tkanki tłuszczowej lub mniej marzną dużo bardziej, a taka kurtka na wietrznej grani lub szczycie daje niesamowicie dużo ciepła.
  • kurtka z goretexem: zeszłej zimy takiej nie miałam i nie raz mnie przewiało do szpiku kości, gdy byłam cała przemoczona lub spocona. Zabieram ją zawsze gdy jest wietrzna pogoda, gdy jest bardzo zimno lub gdy wybieram się wysoko (podobnie jak puchówkę).
  • 3 czapki: zawsze mam dodatkowe dwie czapki, żeby założyć suchą czapkę na zbieg i chronić zatoki. Gdy jest bardzo zimno (-15/20 stopni) biegam w grubej czapce wełnianej, dostałam taką od brata, z Nepalu, z wełny jaka z dodatkową miękką i przyjemną wewnętrzną, polarową warstwą, dzięki czemu nie drapie. Opaskę zamiast czapki zakładam tylko wtedy, gdy jest powyżej 0 stopni, bezwietrznie i świeci słońce.
  • rękawiczki: wystarczą zwykłe cienkie biegowe (chyba że komuś bardzo marzną dłonie), jeśli wybieramy się w trudny teren, gdzie będzie trzeba używać rąk, lepiej mieć w plecaku dodatkowe rękawiczki, cieplejsze, z grubszą, nieprzecieralną warstwą od spodu dłoni.
  • buff, chusta: używam tylko na szyję, nie uznaję zakrywania ust czy twarzy, wydychane powietrze zaraz zamarznie a my będziemy mieć na twarzy okład z lodu.

Pozostały sprzęt

  • czekan: gdy wybieram się na mało uczęszczane szczyty (w zestawie z rakami). Na biegowe wycieczki wystarczy lekki czekan turystyczny, ale żeby był przydatny, trzeba umieć go używać.
  • kije trekkingowe: nie używam, uważam, że ich używanie osłabia pracę pośladków, a na ich wzmocnieniu właśnie mi zależy podczas treningów, poza tym zimą na trudnych podejściach bardziej przydaje się czekan, a kije mogą tylko przeszkadzać. Ale ponieważ nie używałam, to może się mylę.
  • czołówka: do tej pory zabierałam tylko wtedy, gdy planowałam bardzo długą wycieczkę (o godz. 16 w grudniu w Tatrach już zachodzi słońce), ale przekonałam się, że warto mieć ją zawsze, gdy wybieram się wysoko (podobnie jak puchówkę i goretex). W górach naprawdę wszystko może się zdarzyć i planowana 3-godzinna wycieczka może się zamienić w całodniową i konieczność wracania po zmroku.
  • folia NRC
  • ubezpieczenie: według mnie w Tatrach ubezpieczenie obejmujące akcję ratunkową na Słowacji to absolutna podstawa. Jeśli się zgubimy lub ze względów bezpieczeństwa będziemy zmuszeni zejść na słowacką stronę, w razie wypadku TOPR nam nie pomoże, a za pomoc ze strony słowackich służb trzeba sporo zapłacić. Poza tym na Słowacji zimą jest otwartych wiele szlaków, więc ubezpieczenie obejmujące Słowację się przyda. Ja posiadam całoroczne, górskie, na cały świat.
  • telefon z numerami ratunkowymi: j.w.
  • zegarek z kompasem, GPS i wysokościomierzem: polecam ze względów bezpieczeństwa, umożliwienia nawigacji i podania współrzędnych własnego położenia.
  • dobra mapa: jeśli wybieramy się w Tatry Słowackie – koniecznie z nazwami słowackimi, w ogóle dobrze jest je znać, najwięcej jest różnic nazewniczych w Tatrach Wysokich i Bielskich (przykładowo: nasza Lodowa Kopa to słowacki Mały Lodowy Szczyt, a nasz Mały Lodowy Szczyt to słowacka Szeroka Wieża, słowackie nazwy często niczym nie przypominają polskich, niemalże na każdej wycieczce na Słowację przekonuję się, że warto je znać, choćby ostatnio, gdy spotkaliśmy Słowaków, my szliśmy na Rakuską Czubę oni wracali z Veľkiej Svišťovki i dogadaliśmy się dzięki temu, że znałam tę nazwę), uzasadnienie dla dobrej mapy z właściwymi nazwami j.w.
  • wygodny plecak biegowy, żeby to wszystko pomieścić 🙂

Odżywianie i nawadnianie

  • żele i batony: w takiej ilości, żeby starczyło mi na spożycie żela (batonu) co pół godziny i jeszcze, żeby został mi zapas. Biorę naprawdę dużo jedzenia. Zimą mamy dużo większy wydatek energetyczny, gdyż ciało musi się ogrzać, warunki są ekstremalne i to samo podejście zimą może kosztować nas więcej wysiłku niż latem. Staram się mieć całe jedzenie ze sobą i być niezależną od schronisk (nawet jeśli takie mają być na trasie).
  • picie: woda z miodem i cytryną, izotonik, zawsze zabieram ciepłe, co najmniej 1 litr, ale na dłuższe wycieczki to zdecydowanie za mało. Ostatnio przez 8 godzin w górach wypiłam ok 2,5 litra (1,5 miałam ze sobą a 1 l ze schroniska). Zimą wcale nie potrzebujemy mniej wody niż latem i tak samo się odwadniamy. Oczywiście ilość jedzenia i picia zależy od tego, jak długą planujemy wycieczkę.

Bardzo dużo tego sprzętu, plecak faktycznie waży dużo, ale na szczęście z biegiem czasu staje się coraz lżejszy 😉 Wszystko też zależy od tego, gdzie się wybieramy. Jeśli chcemy biegać tylko dolinkami, po wydeptanych szlakach, z przerwami w schroniskach, to wiele z tych rzeczy nie będzie potrzebne. Jednak na wycieczki w trudnym terenie, na szczyty i granie*, takie, jakie miałam ostatnio (Bystra, Rakuska Czuba) – cały wymieniony powyżej sprzęt się przyda.

Chętnie też przeczytam, jakie są Wasze doświadczenia ze sprzętem w zimowych warunkach 🙂

I na zakończenie. W Tatrach zimą czas wycieczek trzeba mnożyć co najmniej razy 2 (w porównaniu do letnich warunków). Wycieczka na Rakuską Czubę (20 km, +1350 m) zajęłaby mi latem powiedzmy maks 3 godziny, teraz to była wyprawa na ponad 6 godzin. Nie zapomnijcie, że o godz. 16 robi się ciemno.

Powodzenia!

Polecam również:

 

* na szczyty i granie wybieram się tylko wtedy, gdy jest bezwietrznie, słonecznie, nie ma wielkiego mrozu, a zagrożenie lawinowe nie przekracza drugiego stopnia. Gdy okaże się, że warunki są trudne, lepiej zawrócić niż brnąć dalej.

2 komentarze do "Z czym (i w czym) biegać w Tatrach zimą"

  • comment-avatar
    Jerzy
    6 grudnia 2017 (20:04)
    Odpowiedz

    Hej. Cieszę się, że trafiłem na Twojego bloga. Sporo czytania za mną i przede mną. Znalazłem się tu z powodu wpadki, jaką zaliczyłem parę dni temu w Górskim Półleśniku, gdzie z powodu kiepskiego sprzętu, przegrzania, odwodnienia i wreszcie wychłodzenia organizmu musiałem się wycofać. Nie rezygnuję jednak z kolejnych biegów i po zapłaceniu frycowego szukam odpowiednich wskazówek. Dzięki za kompletny wykład na temat wyposażenia i ciekawe relacje z imprez i treningów. Piękne życie, życzę zdrowia.

    • comment-avatar
      biegamwgorach
      11 grudnia 2017 (13:11)
      Odpowiedz

      Dziękuję, na temat odżwywiania i nawadniania też szykuję wpis.


Skomentuj biegamwgorach

HTML jest dozwolony