Trofeo KIMA – relacja

Przyzwyczajona do skalistych Tatr sądziłam, że techniczne trudności Trofeo KIMA – 4200 metrów w pionie, 7 przełęczy powyżej 2500 m n.p.m. i skalisty teren – będą dla mnie najmniejszym wyzwaniem. A okazał się nim właśnie kamienisty, męczący teren, po którym ciężko było biec, nawet gdy było płasko; ciągła koncentracja, żeby nie wpaść w szczelinę między skałami, żeby trafić nogą tam gdzie trzeba. Tutaj nikt nie bawi się w układanie kamiennych chodników, do których jesteśmy przyzwyczajeni w Tatrach. Któryś z czołowych biegaczy napisał na Instagramie, że to było skakanie ze skały na skałę. Tak było!

Trofeo Kima 2016

Trofeo Kima 2016

Czy jestem zadowolona?

To był trudny, techniczny bieg, skyrunning w czystej postaci. Nastawiałam się na niego długo, myślałam, stresowałam. Nie będę pisać, że mi świetnie poszło, bo byłam 9 kobietą w prestiżowym biegu, a 12 kobiet w ogóle go ukończyło. To nie miejsce na liście wyników świadczy o tym, czy nam dobrze poszło i nigdy tak do tego nie podchodziłam. Miejsce jest względne, ale oczywiście fajnie jest porównywać się do najlepszych. Celowałam w czas lepszy o jakieś 2 godziny i wiem, że jest to w moim zasięgu. Ale tym razem byłam słaba, jak jeszcze nigdy podczas jakiegokolwiek startu. Po raz pierwszy zastanawiałam się poważnie nad zejściem z trasy, nie czułam mocy i nie miałam woli walki.

Na pewno nie było to spowodowane bardzo mocnym treningiem na dwa tygodnie przed biegiem (130 km i + 8400 m), bo nie raz tyle biegałam i było ok. Zresztą potem tydzień odpoczywałam. Może było to jeszcze osłabienie po chorobie, która trzymała mnie przez 3 tygodnie w lipcu i sierpniu, w okresie, kiedy powinnam najmocniej zapitalać z treningiem, a może to znowu te zatoki, które zaczęły męczyć mnie na tydzień przez startem (zaczynam poważnie myśleć nad operacją, bo ileż można się męczyć z powodu zapchanych zatok, bólów głowy i zatkanego nosa przez ponad 50% dni w roku?)

Val Masino Trofeo Kima start

Trofeo Kima 2016 – start!

Zejść czy nie zejść

Sądzicie, że lepiej było zejść z trasy, skoro nie szło mi od początku a nastawiałam się na wynik? Zastanawiam się nad tym przez pierwszą część biegu. Ale to nie wchodziło w grę, a moje myśli były podyktowane tylko słabością i zmęczeniem. To bieg jedyny w swoim rodzaju i trasa jedyna w swoim rodzaju. Ukończyłabym go, nawet gdybym była 2 godziny poza limitem, jak robiło wielu biegaczy. Te góry są po prostu piękne, a trasa nie ma nic wspólnego z czystym bieganiem, przebieraniem nogami w równym tempie i rytmie, byłe tylko przemierzyć kolejne, podobne do siebie kilometry. Ta trasa sama w sobie jest wyzwaniem, wyzwaniem jest ukończenie jej w ciągu jednego dnia!

Nigdy nie wiesz, co się może wydarzyć później, długie chwile słabości mogą nagle rozpłynąć się w górskiej przestrzeni, a ty odzyskasz siły wbrew logice, tak jak ja odzyskałam je po 8 godzinach. Te ostanie niecałe dwie godziny biegło mi się rewelacyjnie, wyprzedziłam 4 dziewczyny, które widziałam przede mną wiele godzin wcześniej, leciałam jak na skrzydłach i przybijałam piątki z dzieciakami w San Martino. Dla tych chwil było warto, dla tego doświadczenia i tych łez szczęścia!

Może nie pobiegłam najlepiej, nie spełniłam własnych oczekiwań, ale jestem dumna, że ukończyłam ten bieg (w limicie, który jest tak wyśrubowany, że zawody kończy tylko połowa zawodników, wyselekcjonowanych przez organizatora na podstawie biegowego i wspinaczkowego cv).

Trofeo Kima 2016 Skyrunning Extreme - Olga Łyjak, Rifugio Allievi Val Masino

Rifugio Allievi – w oczekiwaniu na moje zwłoki 😉

Jak przetrwać kryzys?

Co robiłam i myślałam, gdy nie miałam siły i mocy, zamiast się załamywać? Myślałam, że ponad połowa biegaczy jest w podobnej sytuacji do mojej, biegnie już poza limitem lub walczy o zmieszczenie się w nim i nie rezygnuje. Jadłam wszystko co miałam w plecaku: żele, żelki, saltsticki i wyznaczałam sobie małe pośrednie cele: dotrzeć w godzinę do schroniska w dolince, pokonać w 15 minut strome podejście z łańcuchami, wejść w pół godziny na kolejną przełęcz, zbiec w 40 minin z przełęczy Barbacan do Bagni Masino… Cieszyłam się, gdy byłam przed wyznaczonym czasem lub parę minut po i to dodawało mi skrzydeł, tak jak przekraczanie linii mety.

Trofeo Kima 2016 - Olga Łyjak, Rifugio Allievi Val Masino. Skyrunning Extreme

Przed Rifugio Allievi, myśli o zejściu z trasy po 26 km i 3000 m w pionie

Co jadłam, w czym biegłam

Na bieg zabrałam 8 żelów Squeezy (piwne po prostu rewelka!), 8 energy drinków (część z kofeiną), 3 paczki żelków Squezzy (rewelacja, bo nie są bardzo słodkie i fajnie się je ssie), parę tabletek SatlStick, parę tabletek z elektrolitami i glukozą Isostar. Bardzo dużo piłam na wszystkich punktach – bardzo smakował mi podawany izotonik – a było ich bardzo dużo, prawie na każdej przełęczy (!) i przy każdym schronisku. Poza tym nie jadłam specjałów z punktów odżywczych (poza kawałkiem czekolady). To była dobra strategia, ponieważ w ten weekend było bardzo gorąco, co odczuli również biegacze UTMB po drugiej stronie masywu Alp.

Biegłam w butach Adidas terrex agravic. Okazały się rewelacyjne na skałę, co już wcześniej testowałam w Tatrach, a dzięki dość rzadkiemu bieżnikowi świetnie sprawiły się na miększych odcinkach na trawie i glebie. Nie miałam żadnych otarć ani bąbli. A moja rana na stopie, której nabawiłam się przed biegiem, nie rozbabrała się aż tak bardzo, jak sądziłam.

Val Masino Trofeo Kima terrex agravic

Terrex agravic

Miałam dwa plecaki Compressport i kamizelkę Salomon S-Lab 1 litr, którą założyłam w połowie trasy.

Nie biegłam z kijami, choć używałam ich podczas rekonesansu trasy (ultralekkie składane na 4 części kije Trail Blaze marki Mountain King). Generalnie wzięłabym kije na trasę o takim przewyższeniu i tak stromych podejściach, ale w tym wypadku było za dużo technicznych i pionowych podejść i zejść z łańcuchami, więc co pół godziny trzeba by te kijki chować i wyjmować. Gdybym jednak wiedziała, że tak wolno będę się poruszać, to mimo to wolałabym mieć te kijki.

A w ogóle to ten bieg nie był jedynym celem mojej podróży i nie był w tym wszystkim najważniejszy. Spędziłam prawie 3 tygodnie pod namiotem w pięknych górach, poznałam prawie całą dolinę Val Masino, jej mniejsze dolinki, pnące się stromo pod same przełęcze i szczyty, zakochałam się w tych górach i w miasteczku San Martino. Spełniam swoje marzenia podróżowania i biegania w pięknych górach!

Zapraszam do obejrzenia pięknej fotorelacji tutaj.

Val Masino Valle Preda Rossa Monte Disgrazia Trofeo Kima

Valle Preda Rossa i Monte Disgrazia

Zdjęcia: Jacek Frąckowiak

2 komentarze do "Trofeo KIMA - relacja"

  • comment-avatar
    Piotr Ranosz
    12 września 2016 (18:00)
    Odpowiedz

    No to mam odpowiedź na moje pytanie odnośnie nocowania w namiocie 🙂 Dało się w ten sposób wypocząć?
    A może przyczyną słabego początku i niedyspozycji był stres? Świadomość, że będzie się biegło z tak wspaniałymi zawodnikami/zawodniczkami i chęć sprawdzenia się z nimi w tak cudownym biegu? Może to tzw prze-motywowanie?

    • comment-avatar
      biegamwgorach
      12 września 2016 (20:11)
      Odpowiedz

      hej, w namiocie mi się świetnie śpi i wypoczywa, śpię 11 godzin i nic mnie nie rozprasza. Biegło mi się źle przez wcześniejszą chorobę i brak zregenerowania się po niej, czyli duże obciążenie na 2 tygodnie przed startem. Zawodniczki mnie nie stresują, podchodziłam do tego biegu jak do przygody i wyzwania dla samej siebie 🙂


Masz coś do powiedzenia?

HTML jest dozwolony