Łomnica na lekko, free i solo #1
Dawno już myślałam, żeby wybrać się na Łomnicę, na Gerlach i inne trudno dostępne szczyty Tatr Wysokich, ale przeważało myślenie, że przecież trzeba zrobić „zwykły” biegowy trening, albo ciągle w weekendy były jakieś zawody. Teraz nie napinam się na trening ani na starty w zawodach. Czas realizować stare marzenia!
Zachęcona wejściem na Kieżmarski Szczyt z zacną, doświadczoną taternicką ekipą, postanowiłam spróbować swoich sił sama, a za cel obrałam sobie Łomnicę. Dal tych, którzy nie wiedzą, to drugi szczyt Tatr o wysokości 2632 m n.p.m.
Wybrałam na ten cel idealnie okienko pogodowe, 20 stopni w Tatrzańskiej Łomnicy, 6 na szczycie i znikomy wiatr, 2 czerwca, piątek. Liczyłam na to, że raczej nikogo nie spotkam. Dobrze i źle. Dobrze, bo nie lubię w górach świadków ani licznego towarzystwa, źle, bo mając „przewodników” pewniej bym się czuła. Miałam jednak nadzieję a wręcz pewność, że będą jeszcze ślady na śniegu.
Nie powiem, że się nie bałam. Nie znałam drogi, szłam sama, na lekko. Oglądałam filmiki z różnych wejść i musiałam przyznać: jest stromo, nawet miejscami pionowo. Pomyślałam, że pójdę i najwyżej zawrócę, jak zrobi się zbyt trudno, w co do końca sama nie wierzyłam.
Ze sprzętu wzięłam: kijki, raki aluminiowe, dwa flaski, wiatrówkę, bluzkę z długim rękawem, cienkie rękawiczki, buty Adidas Terrex Agravic. Ruszyłam z Tatrzańskiej Łomnicy po godzinie 11, dość późno jak na pierwsze wejście nieznaną drogą, mając przed sobą 1800 metrów w pionie.
Z Tatrzańskiej Łomnicy do Łomnickiego Stawu
Ten odcinek wiedzie szlakiem (zielonym), początkowo ścieżką, potem kawałek asfaltem, potem znowu ścieżką zakosami wzdłuż wyciągu. Im wyżej, tym stromiej i kijki bardzo się przydają, zwłaszcza, jak jest się tak słabo wytrenowanym jak ja na chwilę obecną. Spotykam dosłownie garstkę ludzi. Przede mną cały czas monumentalna Łomnica. Obserwuję, jakie są warunki. Widzę dokładnie pola śnieżne, przed które prawdopodobnie będę musiała przejść (jak dobrze, że wzięłam raki!). Ostatni, prawie pionowy odcinek już bez śniegu. Jak ja tam wejdę, myślę sobie i odganiam od siebie wszystkie wątpliwości. Cieszę się, że idę do góry!
Przy stacji kolejki i nad Skalnatym Plesem (1750 m) tłum ludzi! Skąd oni się tu wszyscy wzięli? Ano wjechali sobie, wjechali! Napełniam flaski, wciągam żela i zastanawiam się, którędy wbić się na przełęcz.
Na Łomnicką Przełęcz
Byłam tu nieraz na skiturach, tylko że na nartach szło się najprostszą drogą na wprost (i za to kocham skitury, że jesteś niezależny od szlaku!), a teraz czeka mnie przedzieranie przez kosówkę i wielkie głazy. Moje nogi wyglądają, tak jak wyglądają właśnie przez to buszowanie w kosówce! Dostrzegam powyżej trawersujący szlak, ale jak się na niego dostać i gdzie on się zaczyna? No nic, przedzieram się dalej pionowo w górę, aż w końcu po jakiejś pół godziny docieram do pięknie ułożonego chodnika. Teraz widzę, że szlak prowadzi od samego Łomnickiego Stawu, wygodnymi szerokimi zakosami, można nim wręcz biec. Trzeba było go szukać na dole, zamiast przedzierać się na przełaj. Tylko że, właśnie chciałam jak najszybciej czmychnąć w kosówkę, żeby te tłumy turystów nie zauważyły, że krążę gdzieś poza szlakiem.
Ten wygodny szlak jest zamknięty, kiedyś prowadził spragnionych widoków turystów na Łomnicką Przełęcz. Teraz oficjalnie można tam wjechać tylko wyciągiem krzesełkowym, który dzisiaj był nieczynny (i całe szczęście!). Gdy już jestem na chodniku mogę pomaszerować szybciej lub nawet podbiec. Ścianę Łomnicy mam coraz bliżej mnie i coraz bliższa jestem myśli, że nie spanikuję i jednak tam wejdę. Jest gorąco, idę w krótkich spodenkach i krótkim rękawku, prawie nie ma wiatru. Ekscytując się tym, co czeka mnie wyżej, wychodzę na Łomnicką Przełęcz (2189 m). Zmieniam koszulkę na suchą, a mokrą chowam na słońcu za dużym głazem.
Cześć druga i więcej zdjęć jutro.
Masz coś do powiedzenia?