Bystra biegiem na zimowo
„Gdzie by tu pobiec w niedzielę? Gdzie jeszcze nie byłam? Bystra!”
Jurek podchwycił temat. Postanowione. Pogoda zapowiadała się super, ciepło, na grani ok 3-4 stopnie, wiatr 35 km/h (okazał się jednak dużo większy). Pochwaliłam się pomysłem na fejsbuku i zostałam skrytykowana, że porywam się na wyrypę, która nawet latem jest morderczym wysiłkiem. Nie sądzę, latem biegałam po Tatrach nawet 50 km i +3.300 m przewyższenia, więc 28 km, +1.860 m zimą to nie jest jakieś wielkie wyzwanie.
Trasa wyglądała nieco inaczej niż na powyższym profilu, a to za sprawą trudnych warunków na górze (weszliśmy jeszcze na Błyszcz).
Ruszyliśmy z Kir Doliną Kościeliską, dalej przez Iwaniacką Przełęcz na Ornak. Warunki idealne, mało śniegu, biegło się super, utrudnieniem był jedynie lód. Za Ornakiem minęliśmy już wszystkich turystów, wyłoniły się przepiękne widoki, niesamowita biała przestrzeń i cisza. Za to kocham Tatry zimą! Do Siwego Zwornika biegło się super (wydeptana śnieżna ścieżka), zero wiatru i ciepło, schody zaczęły się na głównej grani. Przed nami szła jakaś para i zrobiła ślady w zmrożonym śniegu, ale dla mnie były one zupełnie nieprzydatne. Trzeba było iść własnym krokiem (biec się za bardzo nie dało), każdy krok to załamujący się zmrożony śnieg, który ranił kostki i piszczele. Gdybym biegła, siła uderzenia byłaby jeszcze większa, a moje nogi dużo bardziej zmasakrowane niż są obecnie. Poza tym biegnięcie nie było zbyt bezpieczne, gdyż pokrywa śnieżna mogła się załamać i zsunąć w dół, razem ze mną (a ja głupia nie wzięłam czekana). Szybko dogoniliśmy tę dwójkę turystów, którzy jednak nie poszli dalej. Teraz już nie było przed nami nikogo, ja za to miałam majaki, że widzę ludzi na szczycie (a skoro są ludzie, to da się wejść).
Pod Bystrym Karbem pytanie, co dalej. Całe zbocze Błyszcza oblodzone, prawie zero śniegu. Początkowo zaczęliśmy iść tak, jak prowadzi zielony szlak, ale okazało się to niemożliwe. Nie było po prostu jak stawiać stóp na lodzie. Łapałam się rękami wystających skał lub grubych kawałków lodu, a gdy tylko zaczynało bardzo wiać przytulałam się do zbocza i strasznie żałowałam, że nie mam dwóch czekanów, mogłabym wbiec na górę niczym Ueli Steck 🙂 Ale do śmiechu mi wtedy nie było, panikowałam, ale adrenalina dodawała mi sił, żeby wbijać się rakami w lód i iść do góry. Weszliśmy tak na Błyszcz. Stamtąd granią wydawało się już dość prosto, jednak gruba warstwa zmrożonego śniegu wcale nie ułatwiała sprawy. Raczki trochę mi przeszkadzały, chyba jestem zbyt lekka, bo nie chciały się samoistnie wbijać w lód, więc postanowiłam je zdjąć.
Na Bystrej odczułam prawdziwą ulgę! Ale nie wyobrażałam sobie powrotu tą samą drogą. Wybraliśmy trochę inną drogę zejścia z Błyszcza (zakosami, tak jak prowadzi czerwony szlak), gdzie było trochę śniegu i wystających skał. Za Bystrym Karbem było już gładko. Problemem okazało się jednak odwodnienie. Nie sądziłam, że zajmie nam to aż tyle czasu! (Na Bystrą dotarliśmy po ok. 3 godzinach). Wzięłam tylko litr izotoniku, na prawie pół dnia (jak się okazało) w górach! Zbiegając z Ornaku zachodziło już słońce, a mi zasychało w gardle i zaczynałam mieć mroczki przed oczami. W schronisku na Hali Ornak wypiłam jednym duszkiem pół litra coli, pół litra herbaty z sokiem i pół litra powerade.
Jeszcze tylko 7 km oblodzoną Doliną Kościeliską i w ciemnościach dotarliśmy do auta.
Ok, przyznaję, to nie była łatwa wycieczka, nawaliłam trochę sprzętowo (początkowo nie planowałam brać nawet raczków), ale to było do zrobienia, a kolejna granica moich tatrzańskich możliwości została przesunięta 🙂
Trochę fotek by Jerzy Krzemiński (głupio wyszło, że jestem na każdym i zasłaniam widoki 😉 )
Kolejna wycieczka już w piątek. Dlaczego? Bo w weekend ma bardzo wiać, a ja nie lubię trzymać się stoku ze strachu, że mnie zwieje 😉
Masz coś do powiedzenia?