Tatrzańskie przetarcie
W styczniu 2011 roku pożegnałam się z pracą w korporacji i nie wiedziałam, co dalej robić ze swoim zawodowym życiem. Mój koniec długich dni i wieczorów w szklanym biurowcu miał związek z początkiem biegania. Wymagałam od pracodawcy zbyt wiele wolnego czasu, nie chciałam odwoływać urlopu dzień przed wyjazdem, nie pasowałam tam. Chciałam gdzieś wyjechać, żeby wszystko sobie poukładać i zastanowić się, co dalej.
Na początku stycznia pojechaliśmy z Błażejem i Kasią na narty. I to właśnie od Kasi dowiedziałam się, że istnieje coś takiego jak obóz biegowy. Długo się nie zastanawiając, wpisałam w wyszukiwarkę „obóz biegowy” i trafiłam na obóz w Tatrach z Jackiem Gardenerem.
Wtedy nie wiedziałam jeszcze, że Jacek będzie moim trenerem, który założy się z innymi biegaczami, że po dwóch latach treningu przebiegnę maraton poniżej 3 godzin.
Pojechałam na ostre bieganie w Tatrach bez bladego pojęcia o bieganiu w górach, o czym najlepiej świadczy zabranie letnich butów bez żadnego bieżnika i jakiś rowerowych ciuchów. Ten obóz to była wielka przygoda. Zostałam tydzień dłużej, przebiegłam 160 km po górach w zimowych warunkach. Wciągnęło mnie to bardzo. Ale nie myślałam wtedy o startach w biegach górskich. Nawet nie wiedziałam, że takie istnieją, a w Polsce były wtedy organizowane może dwa górskie maratony i dwa ultra, co w ogóle było poza moim zasięgiem, nawet w wyobraźni.
Na tym obozie trener dostrzegł we mnie jakieś predyspozycje do biegania, a szczególnie siłę i wytrzymałość. Powiedział, że będę biegać maratony, nie na przebiegnięcie, ale szybko. Wcześniej nawet przez myśl mi nie przeszło, że przebiegnę maraton, a że miałabym to zrobić w jakimś dobrym czasie – w ogóle było poza zasięgiem mojego umysłu. Przed obozem planowałam przebiec półmaraton w Warszawie – to był dla mnie wielki cel! A w Tatrach postanowiłam, że półmaraton pobiegnę, ale już w Wiązownej (tydzień po obozie), a w kwietniu będę już biec maraton. Trochę mnie to wszystko przerastało, takie poważne plany biegowe dla osoby, która biega od trzech miesięcy. Ale uwierzyłam w to! Uwierzyłam we własne możliwości i przede wszystkim zaczęło mi się to coraz bardziej podobać.
Masz coś do powiedzenia?