Moje (nie)przygotowanie do Biegu Marduły
Jeśli nie jesteś zadowolony z przygotowań do swojego ważnego startu, to przeczytaj, jak trenowałam, może humor Ci się poprawi.
Tak mało przed żadnymi ważniejszymi zawodami jeszcze nie biegałam:
marzec – 25 km chyba marszobiegu o ile pamiętam
kwiecień – 160 km człapania
maj – 267 km człapania i biegania
W maju udało mi się zrobić kilka jakościowych treningów:
- dwa crossy po 6 km na progu mleczanowym
- start treningowy 15 km
- trzy mocniejsze wybiegania w Tatrach (dwa po 18 km +1000 m i raz 14 km +600 m)
- jeden trening progowy na stadionie 3 + 2 + 1 + 1 km
Do tego jeszcze – na dwa tygodnie przed zawodami pojechałam w skałki na 6 dni, wspinania było mało, więcej nauki i stania w skałach cały dzień, ale zabawa super! Będzie kontynuacja.
Rower – miało być więcej, ale ciągle padało, a jak nie padało, to chciałam coś pobiegać, więc tylko jedna wycieczka 67 km.
Czy z tego pobiegnę Bieg Marduły i jak? A może nie powinnam biec, bo nie jestem jeszcze odpowiednio przygotowana? 😉 Zaleta jest taka, że biegając tak mało, raczej ciężko o jakąkolwiek kontuzję i takowe na razie się mnie nie imają.
Mam nadzieję, że Tatry w sobotę będą dla mnie łaskawe, warunki atmosferyczne będą trudne (wtedy biega mi się najlepiej) – sakramencki upał albo burza (zapowiada się raczej na to drugie), a po Mardule szybko się otrząsnę i zacznę biegać przez duże B!
Do zobaczenia na starcie i powodzenia!
Masz coś do powiedzenia?