Perły Małopolski – zabawa w błocie pod domem

Pochmurna niedziela, zimno (10 stopni rano), deszcz, kiepska pogoda na bieganie po górach, ale na zawody pod domem – doskonała! Na Perły Małopolski zapisuję się w piątek, uzależniając start od kondycji rany na stopie. Budzę się jak zwykle z bólem głowy, ale start jest dopiero o 12, więc zdążę jeszcze ten ból rozchodzić. Rzut okiem na ranę, jest ok, robi się strupek i prawie nie boli. Biegnę.

Zabieram Forka i jedziemy na dobrze znany nam stadion Biathlonowy w Kościelisku, gdzie czasami robimy szybkie treningi. Robimy, bo Forek zawsze krok w krok obok mnie. Latem stadion z reguły świeci pustkami, jest tylko mały czarny piesek pilnujący wojskowego budynku, czasami młodzież trenująca biathlon – głównie strzelają, trochę biegają lub jeżdżą na nartorolkach, a dzisiaj – tłumy biegaczy z rodzinami. Odbieram pakiet i dostaję jakiś dziwny numer, o innym kolorze niż inne, co będzie później powodem ciekawych sytuacji.

Biegnę oczywiście dystans długi, ok 20 km, czyli dwa okrążenia – w górę na polanę Butorów, potem czarnym szlakiem przez las do Mietłówki, następnie stromy zbieg do Witowa i znowu trochę w górę po kamieniach, a potem asfaltem do stadionu. Tylko dwa razy biegłam tą trasą – raz na treningu i raz podczas tych samych zawodów dwa lata temu. Byłam tu jeszcze na skiturach – bardzo przyjemnie jest zimą! I na rowerze – już mniej przyjemnie. Nie biegam przez Mietłówkę mimo że mam tę trasę prawie pod domem i prowadzi tamtędy bardzo widokowy szlak (na Tatry z jednej strony, na Gorce, Beskid Żywiecki i Sądecki z drugiej). Tam po prostu zawsze jest błoto! Szlak przez las to slalom po błocie między wielkimi kałużami i drzewami – na trening słabo, ale na zawody – jak znalazł! Gdy już przebrnie się przez trudny teren przez las i wybiegnie na Mietłówkę, jest całkiem przyjemnie, a zbieg do Witowa to po prostu bajka! Jak dla mnie, bo to dość techniczny zbieg.

 

Perły Małopolski Kościelisko profil trasy

Perły Małopolski Kościelisko profil trasy

Start

Ku mojemu zdziwieniu niezłe tłumy biegaczy na starcie, jak na taką beznadziejną pogodę i brak widoku na Tatry. Wcześniej startuje jeszcze dystans na 6 km, ze mną na starcie zawodnicy z 10 i 20 km.

Zaczynam żwawo, najpierw 500 metrów w dół, potem już spokojnie, bo przede mną 4 km dość stromego podbiegu na Butorów. Biegnę jakiś czas z dziewczyną z dyszki (która nota bene wygrała ten dystans), z którą tak sobie rozmawiamy:

  • Na jaki pani (!!!) biegnie dystans?
  • Na długi, a Ty?
  • Krótki – chwila przerwy i kolejne pytanie
  • Na 20 km? – już ze zdziwieniem
  • Tak – odpowiadam z uśmiechem
  • Na pewno się pani nie pomyliła? – Nie odpowiadam, biegniemy mocno pod górę i nie chcę się męczyć rozmową – Bo to numer z najkrótszego dystansu, chyba się pani pomyliły starty

Liderkę biegu na 10 km wyprzedziłam kilkaset metrów później, gdy podbieg zrobił się jeszcze bardziej stromy i przeszła do marszu. Skąd mogła wiedzieć, że znam te zawody i trasę prawie jak własną kieszeń, a może nie przeszło jej na myśl, że jakaś pani z długiego dystansu może ją wyprzedzić. W każdym razie mnie samą jeszcze na podbiegu wyprzedzają dwie inne dziewczyny z mojego dystansu.

Gdy wbiegam w las po stromym podbiegu, a dla większości podejściu, robi się płasko, lekko z górki, ale nie jest łatwo. Biegacze przede mną utrudniają orientację, którędy biec, żeby optymalnie omijać drzewa, wielkie kałuże i błoto, w którym można zgubić buta. Wreszcie, gdy dobiegam do wielkiej zielonej polany, robi się szerzej i można wyprzedzać, omijając wielkie błotniste kałuże, w których niejedna osoba się dzisiaj skąpała. Doganiam najpierw jedną dziewczynę, a potem kolejną, gdy kończy się polana i zaczyna wąski, techniczny zbieg błotnisto-kamienistym wąwozem . Tutaj to już wyprzedzam wszystkich. Agraviki trzymają genialnie na błocie, mokrej trawie i śliskich kamieniach. Skaczę przez korzenie, kałuże, powalone drzewa, zbiegam po tym błocie tak swobodnie, jakby to był stabilny asfalt, a nie zdradziecko śliskie podłoże, w którym niektórzy wywijają niezłe orły i lądują nie tylko tyłkiem ale i twarzą w błocie (dosłownie! Na fanpagu biegu do obejrzenia fotki, boki można zrywać). Czuję się jak ryba w wodzie, po prostu kocham takie trudne, strome zbiegi!

Tylko raz pomyślałam o stopie, zapytałam kontrolnie samą siebie: boli, czy nie boli? Nie boli! Jedyne, co zaczyna mi doskwierać to brak szybkości na płaskich odcinkach, ale jak można mieć szybkość, gdy jej się w ogóle nie trenuje. Czuję też kłucie w pośladku (jestem w trakcie rehabilitacji w Tatrareh, zaczęliśmy od stóp, pośladki czekają w kolejce). Ten ból jest o tyle nieprzyjemny, że promieniuje do tyłu uda, a pod koniec biegu już do łydki, w której czuję dziwne niby-skurcze, niby-drętwienie.

Perły Małopolski Kościelisko

Perły Małopolski Kościelisko

Powtórka z rozrywki

Tymczasem zbliżam się do stadionu, gdzie szczęściarze z dyszki mogą już pobiec w prawo, odebrać zasłużony medal i pić piwo, a przede mną jeszcze powtórka z rozrywki. Myślę sobie, że mogłam pobiec te 10 km, byłabym pierwsza i miałabym już z głowy, ale z drugiej strony nie mogę się doczekać powtórki błotnistego zbiegu o długości prawie 4 km! Ale najpierw trzeba jeszcze podbiec. To nie było głupie, że w czwartek przed zawodami zrobiłam jedyny trening siły biegowej w przeciągu dwóch miesięcy  – cały trening to był 15 minutowy mocny podbieg na Przysłop Miętusi, gdzie weszłam na tętno progowe i dzięki temu tak bardzo mnie dziś nie zatyka.

Na podbiegu dogania mnie sympatyczny biegacz (z Wieliczki jak się potem okazuje), który radzi mi, jaką techniką najlepiej pobiegać. Faktycznie, ma rację, niepotrzebnie silę się na jakieś dynamiczne ruchy, jak można sobie szurać małymi kroczkami i zużywać mniej energii. Biegniemy dalej razem, rozmawiając sobie miło. Nie pamiętam już zupełnie o czym, ale czas mijał bardzo przyjemnie. Szczerze, to byłam pewna, że ucieknę mu na zbiegu, ale trzymał się dzielnie ze mną do końca i pociągnął na płaskiej końcówce. (Dzięki!)

Po raz drugi dobiegam do polany Butorów, ten błotnisty stromy podbieg znam doskonale z moich wiosennych treningów crossowych i mogę porównać tempo, nie ma tragedii, to normalka, że jest wolniej niż na mocnym treningu. Łyk wody na punkcie odżywczym i dzida przez kałuże i las. Tę drugą pętlę biegnie mi się lepiej, pusto przede mną, łatwiej wybrać najlepszą ścieżkę. Tak samo na zbiegu, mniej wyprzedzania i mogę biec swobodniej, bez obawy, że w kogoś wpadnę. (Porównałam  oba zbiegi na stravie i co ciekawe, mam dokładnie ten sam czas na odcinku w dół). Na ostatnich 3 km po kamieniach pod górę i kawałek po asfalcie łapią mnie te dziwne skurcze o których wspominałam, ale w tej chwili nie ma to dla mnie już żadnego znaczenia. Jeszcze tylko piątki z dzieciakami i mój znajomy stadion.

Perły Małopolski Kościelisko

Perły Małopolski Kościelisko

Na mecie pan wodzirej w ogóle nie zwraca na mnie uwagi, jakbym była niewidoczna, choć cały czas nadaje i gada coś do mikrofonu. To pewnie przez mój dziwny numer o innym kolorze, jak ten z dystansu na 6 km.

Jak pobiegłam?

Pobiegłam o 1,5 minuty lepiej niż dwa lata temu, kiedy byłam w dużo lepszej formie i był to mój zdecydowanie najlepszy górski sezon. Warunki były wtedy dużo łatwiejsze, było sucho. Z drugiej strony nie czuję mocy na podbiegach, może to brak treningu, a może jeszcze zamulenie po Alpach i Kima? Mogę biec jak żółw bez zatrzymywania się nawet bardzo stromy podbieg, ale nie jestem w stanie przycisnąć i pobiec bardziej dynamicznie. Tutaj moje rywalki były zdecydowanie lepsze. Tak, to oznacza, że mam siłę, dzięki długim dniom spędzonym w górach, ale brakuje mi szybkości i dynamiki.

To już koniec sezonu, więc nie będę się już skupiać na trenowaniu szybkości. Myślę jeszcze o jakiś krótszych czy dłuższych zawodach, ale tak naprawdę marzę już o roztrenowaniu, wyjeździe na Sycylię na wspinanie i o treningu uzupełniającym, który będę intensywnie wdrażać jesienią i zimą.

Czy zawody na krótkim dystansie to dobry trening?

O tym będzie kolejny wpis, a tu zamieszczam tylko wykres mojego tętna, dodam, że 171 hr to prawie moje tętno progowe, a 158 to dolna granica mojego drugiego zakresu.

Perły Małopolski Kościelisko wykres tętna

Perły Małopolski Kościelisko wykres tętna

Brak odpowiedzi do "Perły Małopolski - zabawa w błocie pod domem"


    Masz coś do powiedzenia?

    HTML jest dozwolony