Daj sobie prawo do porażki i wygrywaj!
„Położyłam laskę na ten bieg, traktuję go treningowo i jak przygodę, żeby poznać trasę, bez napinki.” – napisałam niedawno do Jacka – „W ogóle już mi się nie chce spinać, to takie męczące.”
Nie masz czasami tak, że im bardziej się spinasz, nastawiasz na jakiś konkretny wynik, myślisz ciągle o wydarzeniu, które Cię czeka, jako to najważniejsze, docelowe w roku czy twoim życiu, chcesz wypaść jak najlepiej i niemal cały czas skupiasz się na tym jednym celu, to właśnie wtedy Ci nie wychodzi? Czy to ma być ślub, matura, ważny egzamin czy zawody sportowe? Chorujesz, nie masz formy, tyjesz, ktoś ciągle rzuca kłody pod nogi, wszystko idzie nie tak, jak planowałeś, a w tym ważnym dniu czujesz się zestresowany i ogólnie jest Ci źle?
Pomyśl wtedy, czy nie wypaliłeś się już na etapie przygotowań. Czy doprowadzenie wszystkiego do perfekcji, chęć przygotowania się w stu procentach i ciągły stres z tym związany nie wyssały z Ciebie całej radości z dążenia do wymarzonego celu.
Czasami mam takie właśnie podejście do zawodów. Robię treningi na sto dwadzieścia procent nie zważając na gorsze samopoczucie czy zdrowie. Chcę za wszelką cenę poznać trasę i robię jakieś nieplanowe wyrypy, które mnie zbyt obciążają przed zawodami. Stresuję się przed startem, bo chcę wypaść jak najlepiej i nie mogę spać całą noc. Efekt na zawodach jest wtedy odwrotny od zamierzonego. Zamiast biec wypoczęta z uśmiechem na twarzy przeżywam męki, psychiczne (bo nie idzie mi tak, jak planowałam) i fizyczne (nie mam mocy, bo się przetrenowałam lub jestem osłabiona). I to ma być moje hobby?
Podobnie miałam z pracą, gdy zaczynałam jako adwokat samodzielnie prowadzić sprawy sądowe. Odbierałam każdy telefon od klienta o każdej porze i odpowiadam od razu na wszystkie maile siedem dni w tygodniu. Przeżywałam każdą sprawę sto razy bardziej niż moi klienci, czasami nie spałam lub budziłam się w środku nocy i układam w myślach odpowiedź na apelację (jeszcze mi się to niestety czasami zdarza, ale znacznie rzadziej) albo zasypiałam ucząc się mowy końcowej na pamięć. Wszystko chciałam robić perfekcyjnie, musiałam przeczytać wszystkie komentarze i orzeczenia na dany temat, zanim napisałam dwa zdania pozwu. Bałam się, że jeśli nie napiszę czegoś w piśmie, to zawalę sprawę, bo to może być właśnie ten koronny argument, który zadecyduje o wygranej lub przegranej.
Dopiero po latach praktyki nauczyłam się, że nie muszę być perfekcyjna, sąd też nie jest perfekcyjny, mój klient nie jest perfekcyjny i przeciwnik nie jest perfekcyjny. Że nie wszystko zawsze zależy tylko ode mnie i coś może pójść nie tak. Po prostu dałam sobie samej prawo do błędu. Prawo do przegranej i prawo do czasu tylko dla siebie. Nie odbieram telefonów od klientów po 18 i przed 10, podczas obiadu czy kawki z koleżanką, nie odpisuję na maile wtedy, kiedy nie pracuję, nie oddzwaniam na wszystkie nieodebrane telefony, nie odsłuchuję sekretarki. Lubię moją pracę, jest dla mnie ciekawym wyzwaniem intelektualnym, ale mam do niej dystans i pracuję dlatego, bo w ten sposób zarabiam. I to wszystko!
Nie, nie wszystko. Mam wrażenie, a nawet jestem pewna, że pracuję coraz lepiej i coraz mniej! Dzięki dystansowi, przestrzeni tylko dla siebie i wielu chwil oddechu, nie gubię się w szczegółach, nie tracę czasu na pierdoły, niepotrzebne rozmowy i maile, potrafię skupić się na istocie rzeczy, wyłapać ją i znaleźć jak najlepsze rozwiązanie. Nie mam potrzeby napisania najlepszej na świecie apelacji i mam świadomość, że strzelam czasami gafy, ale suma summarum wygrywam te moje sprawy!
Nastawienie się na sukces jest dobre, ale trzeba umieć znaleźć w tym luz. Dopóki myślisz, że to co robisz, jest najważniejsze na świecie i poza tym nie ma nic innego, jesteś spięty. Odpuść sobie. Daj sobie prawo do porażki, prawo do popełnienia błędu. Dzięki temu zyskasz dystans, świadomość, że nie wszystko zawsze musi wyjść tak, jakbyś chciał, że są czynniki niezależne od Ciebie i nie wszystko zawsze jesteś w stanie przewidzieć, a to czym się akurat zajmujesz jest ulotne i względne. Bycie cały czas perfekcyjnym i robienie wszystkiego na sto procent jest niezwykle męczące i doprowadza do szybkiego wypalenia. Można się wypalić nie tylko zawodowo, ale również w życiu prywatnym i w swoim hobby.
Wrzuć na luz i daj sobie prawo do przegranej, a zobaczysz, że pójdzie Ci rewelacyjnie!
Agnieszka
15 września 2016 (10:21)
Podpisuję się pod każdym zdaniem!