3 WKT. Kieżmarski Łomnica i Durny
Jakiś czas temu odkryłam co najbardziej lubię robić w górach poza bieganiem. Niestety do tego trzeba trafić z pogodą, wolnym czasem i mieć zaufaną osobę, która lubi i umie robić to samo.
Niedawno trafił się jeden z tych pięknych dni, gdzie wszystko zagrało i wybraliśmy się z Kamilem #DevanReisen na przejście 3 szczytów Wielkiej Korony Tatr, czyli Kieżmarski Szczyt, Łomnicę i Durny (dla niewtajemniczonych WKT to 14 najwyższych i wybitnych tatrzańskich ośmiotysięczników, licząc w stopach). Kieżmarski Szczyt – 2558 m, Łomnica – 2634 m, Durny Szczyt – 2623 m.
Tatrzańska Łomnica – Huncowski Szczyt
Udaje nam się wyjechać z Zako o 5:30, co już jest dużym sukcesem, a z Tatrzańskiej Łomnicy po poszukiwaniach darmowego parkingu ruszamy o 6:26. Szybkim marszem, mijając kilka ekip wspinaczy z linami na wierzchu (dla Was też to obciach?) jestem przy Łomnickim Stawie i czekam ponad pół godziny na Kamila. W końcu doczłapuje i od razu rozsiada się z zamiarem picia i jedzenia. Dla mnie nie wróży to nic dobrego, bo już teraz wygląda słabo. Mówi, że miał infekcję i jest osłabiony.
Po dłuższej przerwie ruszamy Magistralą w stronę Rakuskiej Przełęczy, ale nie idziemy długo szlakiem, uświadamiam sobie, że najszybsze wejście na Kieżmarski Szczyt prowadzi przez Huncowski Szczyt, a nie żlebem od wschodu. Kamil też kiedyś szedł przez Huncowski.
Ze szlaku schodzimy więc na głazy i ruszamy do góry na wprost w stronę Huncowskiego Szczytu (2352 m). Jestem tu pierwszy raz, ale kierunek jest dość oczywisty, a czasem nawet jakiś kopczyk albo nikła ścieżynka.
Co jakiś czas czekam na wlekącego się Kamila, aż w końcu postanawiam poczekać na niego dłużej na szczycie. Dociera po ponad pół godziny, a potem siedzimy jeszcze na Huncowskiej Przełęczy (2307 m). Od Huncowskiego Szczytu do końca naszego przejścia do Małej Durnej Przełęczy będziemy już cały czas na wysokości między 2200 m a ponad 2600.
Zdjęcie: Huncowska Przełęcz
Z Kieżmarskiego Szczytu w dół „Filarem Grosza”
Z przełęczy szybko docieramy na Kieżmarski Szczyt łatwym terenem, a potem na Mały Kieżmarski Szczyt (2513 m). Szłam kiedyś tędy na początku maja i śnieg na trawersach sprawiał, że droga wydawała się dość trudna. Teraz wygląda to zupełnie inaczej.
Z Małego Kieżmarskiego zaczyna się nasze zejście „Filarem Grosza” a właściwie północno-zachodnią granią Małego Kieżmarskiego Szczytu do przełęczy pod Uszatą Turnią (Złota Przełączka – 2230 m, galeria na dole). Nazwę Filar Grosza znalazłam dla tej drogi u Marcisza, ale WHP używa nazwy północno-zachodnia grań, podczas gdy Filar Grosza to nazwa drogi filarem na południowej ścianie Małego Kieżmarskiego.
Tak czy siak grań wygląda na mało chodzoną. Zarośnięte czarnymi porostami, chropowate skały, nie widać śladów działalności ludzkiej. Nie wygląda to na popularne przejście…
Idziemy jak puszcza teren, a gdy grań rozwidla się na dwie odnogi, a filar po zachodniej stronie robi się coraz trudniejszy, przechodzimy przez depresję pomiędzy nimi i idziemy północno-zachodnim filarem, czyli właściwą drogą.
Tutaj znów robi się trudniej, filarek urywa się stromymi ściankami (II a miejscami może III), przechodzimy więc do żlebu i tam – cytując klasyka – systemem półeczek i rynien kluczymy w rzęchowatym terenie.
Kierujemy się na widoczną w dolę Uszatą Turnię i Złotą Przełączkę pod nią. Da się ją rozpoznać, chociaż jej dwa wierzchołki w kształcie psich uszu nakładają się stąd na siebie.
Na samym dole żlebu okazuje się, że jest on podcięty stromą kilkunastometrową ścianką.
Kombinujemy za długo alternatywne przejścia, łażąc po parchatych półeczkach góra-dół i lewo-prawo.
Zdjęcie: Zejście depresją między dwoma filarami północno-zachodniej grani Małego Kieżmarskiego Szczytu, w dole po lewej Miedziany Przechód, na górze – Durny Szczyt.
W tym momencie mam wszystkiego serdecznie dość. Przecież ten filar miał być łatwy, a mam wrażenie że kluczymy tu z dobrą godzinę. Poza tym ani śladu jakiegoś stanowiska do zjazdu. Chyba nikt przed nami tą wersją nie schodził.
W końcu zgadzam się na zjazd, który Kamil zaproponował jakiś czas temu, mówiąc, że znalazł niby dobry blok na stanowisko. Biorąc pod uwagę, że według mnie nikt tam wcześniej nie robił żadnego zjazdu, ani może nawet nie trzymał się tego bloku, mam poważne wątpliwości i jednocześnie brak innego wyjścia z tej sytuacji. Wracanie tym rzęchem do góry i szukanie innego przejścia nie bardzo mi się uśmiecha.
Dzięki 20-metrowej linie i repowi przedostajemy się na Złotą Przełączkę (2230 m) pod Uszatą Turnią (polska nazwa – Złota Turnia), a następnie półką o nazwie Niemiecka Ławka – na Miedziany Przechód (2285 m).
Mam wrażenie, że największe emocje tego dnia mam już za sobą.
Ale wiem też, że ambitny plan, żeby z Durnego przejść dalej granią na Baranią Przełęcz i Baranie Rogi, już na pewno oddalił się bezpowrotnie, wątpię też, czy uda nam się dotrzeć na Durny.
Dopiero z Miedzianego Przechodu widzę, że zachodnie żebro grani na samym dole wygląda na łatwe, w przeciwieństwie do północno-zachodniego filara, czy środkowej części, którą schodziliśmy.
Rozkminiając to przejście już w domu czytam u Marcisza, że większość osób wchodzi na Mały Kieżmarski Szczyt z Miedzianego Przechodu właśnie zachodnim filarem, a WHP określa ten filar jako bloki i doskonale uwarstwione stopnie skalne (I).
Północno-zachodni filar wyceniany jest na II (może III). Nie znalazłam opisu przejścia środkową częścią, gdzie mamy trójkową albo nawet trudniejszą ściankę.
Zdjęcie: widok z Miedzianego Przechodu na naszą drogę z Małego Kieżmarskiego Szczytu i Kamil robiący zjazd. Widać dwa filary i depresję między nimi.
Śmiałam się, że jak ktoś natknie się kiedyś na zostawioną tam przez nas pętle, to będzie się mocno zastanawiał, co u licha ona tam robi. Albo wręcz przeciwnie, uratuje mu ona zejście.
Przez Miedziane Ławki na Łomnicę
Z Miedzianego Przechodu przez Miedziane Ławki droga na Łomnicę wydaje się oczywista i łatwa orientacyjnie, ale jest to przejście po rzęchu.
Już z Miedzianego Przechodu do Miedzianego Ogródka przez zejście zwane Miedzianą Drabiną mamy stałe punkty asekuracyjne, bo może ktoś woli zjeżdżać, zamiast ześlizgiwać się po parchu. My mamy doświadczenie z niedawnych eksploracji w Prokletijach, gdzie taki parch i takie nastromienie to zwykłe turystyczne szlaki, więc wybieramy system kontrolowanych ślizgów po sypiących się piargach.
Kamil wyjaśnia mi pochodzenie występujących tu nazw: Miedziany Ogródek, Miedziane Ławki, Niemiecka Drabina, Niemiecka Ławka, Złota Przełączka, itp. „Miedziane” to od prac górniczych i wydobywania miedzi już od początków XVIII wieku, a „złote” – od poszukiwań złota.
Miedziany Ogródek jest na wysokości ok 2195 m i jest to najniższy punkt naszego przejścia na odcinku Huncowski Szczyt – Mała Durna Przełęcz.
W Miedzianym Ogródku nabieramy wody ze strumyka i idziemy łatwo, choć po piargach Niżnią a potem Wyżnią Miedzianą Ławką.
Przejście z jednej na drugą oznaczone jest starą pomarańczową farbą i znajduje się w linii spadku Przełęczy w Widłach, gdzie Niżnia Ławka nieco się obniża.
Po lewej stronie mamy próg skalny, wspinamy się kilkanaście metrów w górę, gdzie są też spity do asekuracji i jesteśmy na Wyżniej Miedzianej Ławce
Zdjęcie: Widok z Miedzianego Przechodu na Niżnią i Wyżnią Miedzianą Ławkę. Wyżnią, która idzie jakby na wprost Pośledniej Turni można też dojść na Przełączkę pod Łomnicą i Drogą Jordana na Łomnicę.
My z Wyżniej Miedzianej Ławki skręcamy w lewo i w górę po skałach a później po skalnych płytach, obchodząc końcówkę Grani Wideł pod Miedzianym Murem. Mur ten kończy się na Wyżniej Miedzianej Przełączce – jest to punkt styku końca Grani Wideł z płytą szczytową na północnej ścianie Łomnicy.
Podejście płytami pod Miedzianym Murem i Wyżnia Miedziana Przełączka na zdjęciach poniżej.
Na Łomnicę docieramy 5 minut przed 15. Kamil rozsiada się i wyciąga batony, widzę jak bardzo jest wykończony, wygląda jak Walking Dead, mimo, że tempo mamy bardzo, bardzo wolne.
Widzę w jego oczach rezygnację, on widzi, jak jestem zdeterminowana, żeby dokończyć dziś to przejście. Pewnie dlatego mi nie mówi, o czym wtedy myśli: że nie ma mowy, żeby wszedł dziś na kolejny szczyt.
Ja za to myślę, że fajnie byłoby o 16 być już na Durnym. Jak się potem okaże, jest to bardzo optymistyczne założenie.
Pogoda też się zmienia, jest już całkiem pochmurno. Podczas tej wycieczki obserwuję niesamowite zjawisko, jak małe chmury szybko tworzą się w dnie doliny, kumulują się i idą do góry, zasłaniając szczyty. Nisko zawieszone, lokalne chmury już nie raz pokrzyżowały mi plany…
Durną drogą na Durny Szczyt
Schodzimy Jordanką, czyli na Durny ma być już cały czas granią z niewielkimi obejściami. Na Jordance najgorsze są dla mnie łańcuchy. Kilka pionowych ścianek, gdzie trzeba się na nich zawiesić, a nogi na tarcie. Dla osób o mocnych nerwach. W wielu miejscach przeszkadzają, bo lepiej iść po skałach.
Dochodzimy do Przełączki pod Łomnicą, gdzie dochodzi Wyżnia Miedziana Ławka. Potem przez Małą Poślednią Turniczkę – droga idzie przez nią ściśle granią i schodzimy na Poślednią Przełączkę. Po dłuższym namyśle i zejściu za nisko obchodzimy po prawej stronie Poślednią Turnię, gdzie również są łańcuchy i jakieś klamry. Na parchatym i lufiastym trawersie pod turnią trzymam się na wszelki wypadek łańcucha. Staję na niby lity kamień, który w tym momencie rozpada się pod moją stopą i spada z wielkim hukiem kilkaset metrów do Miedzianej Kotliny. Ja na szczęście stoję, ale Kamilowi serce podchodzi do gardła.
Dochodzimy do Wyżniej Pośledniej Przełączki, gdzie Droga Jordana schodzi w dół żlebem do Doliny Pięciu Stawów Spiskich. Na grań nachodzą chmury i zaczynają się nasze kłopoty. Kamil był tu trzy lata temu, ale szedł w przeciwnym kierunku. Twierdzi, że następną turnię – Zębatą – trzeba obejść z prawej strony, ale nie jest do końca pewny, czy z prawej, czy z lewej i czy tę turnię, czy może kolejną…
Początkowo idziemy trawersem, ale później schodzimy za nisko do kolejnego żlebu, jak się później okazało, górnej odnogi Klimkowego Żlebu.
Na tym trawersie sporo błądzimy jak dzieci we mgle (dosłownie), jest dużo różnych wariantów i ścieżek, a my nie widząc grani schowanej w chmurach, kompletnie nie wiemy, gdzie jesteśmy.
W końcu, trawersując żleb, wychodzimy na szerokie siodło, a przed nami wyłania się zza chmur piękna ściana Durnego Szczytu, a na lewo Mały Durny Szczyt. Problem w tym, że dzielą nas podcięte pionowe skały i głęboki kocioł w dole. Ale przynajmniej wiemy, gdzie jesteśmy, za daleko.
Jak później rozkminiłam, zanim się zgubiliśmy, podeszliśmy pod samą Durnią Turniczkę, przez którą można było łatwo przejść (I) na Klimkową Przełęcz i dalej granią na Durny.
Jednak nie widząc grani poszliśmy za bardzo w dół i dalej trawersem przeszliśmy przez Klimkowy Żleb. Wyszliśmy na boczną, Durną Grań pod Zadnią Durną Basztą na Wyżni Durny Karb (o ile dobrze to rozkminiłam). Stamtąd po drugiej stronie grani na zachód widzieliśmy Durny i Mały Durny Szczyt, a na dole Spiski Kocioł.
Na zdjęciu po lewej widać nasz trawers i przed nami na lewo od ściany skalnej Wyżni Durny Karb, wg WHP jedna z najwybitniejszych przełączek Durnej Grani.
Kamil ma dość i chce wracać w dół żlebem do doliny i kończyć wycieczkę. Mnie nie podoba się pomysł wracania żlebem, którego nie znamy i błądzenia w chmurach. Później przeczytałam u Marcisza, że ten żleb latem jest bardzo skomplikowany i jeśli się go nie zna, przy braku widoczności bardzo łatwo się w nim pogubić.
W tym momencie nie wiemy dokładnie, gdzie jesteśmy, ale decydujemy po chwili dyskusji, że idziemy do góry. I to był strzał w dziesiątkę, bo wychodzimy na Klimkową Przełęcz, mamy w końcu widoczność, a Kamil rozpoznaje teren (szedł trzy lata temu tą drogą w przeciwną stronę).
Mamy jeszcze (lub aż) do przejścia grań na Durny i Mały Durny, a jest już grubo po 16. Jednak ta część okazuje się dla mnie najłatwiejsza, mimo, że technicznie jest najtrudniejsza.
Z Klimkowej Przełęczy idziemy już ściśle granią pod uskok Durnego na Wyżnie Durne Wrótka. Uskok wyceniany jest za II i właśnie dwóch wspinaczy robi nim zjazd na linie. Nie zastanawiając się długo idę na żywca tak, by nie zaczepić o ich linę.
Potem łatwo, aż do lufiastej małej turniczki – Durnej Czubki (wg Marcisza I-II) z kotwami do asekuracji, którą pokonujemy na żywca ściśle granią, wychodząc na ostre wcięcie – Durną Szczerbinkę. Stąd już łatwo na Durny Szczyt (2623 m), Durną Przełęcz i omijając Durną Igłę na Mały Durny Szczyt (2595 m).
Z Małego Durnego dalej łatwą granią schodzimy na Małą Durną Przełęcz a później parchatym żlebem do Doliny Pięciu Stawów Spiskich.
Żleb jest wyceniany na I i faktycznie kluczymy w nim schodząc różnymi skałkami i rynnami, kierując się niżej w lewo na wyraźną ścieżkę, żeby ominąć dolne urwiska tego żlebu (zdjęcia na dole).
Schodzimy i zbiegamy do Doliny Pięciu Stawów Spiskich w kierunku Terinki. Jest coraz później, nie wchodzimy nawet do środka, tylko zbiegamy doliną i potem długaśnym niebieskim szlakiem, już z czołówkami, do Tatrzańskiej Łomnicy. Około 22:45 jesteśmy przy samochodzie. Wyszło coś koło 29 km i 2200 metrów, choć myślę, że zegarek nie zliczył tych krótkich zejść i wejść w żlebach i na przełączkach.
Arkadiusz
25 sierpnia 2023 (17:45)
Super tura. Gratuluje! Zazdroszczę kondycji
biegamwgorach
2 września 2024 (12:10)
dziękuję!
Adrian
25 października 2023 (10:24)
Przepiękne widoki, polskie góry są naprawdę urocze, a mimo to wielu ludzi wybiera zagranicę…
biegamwgorach
8 września 2024 (15:10)
W polskich Tatrach jest straszny tłok!