Turcja – BIEGAM W GÓRACH https://biegamwgorach.pl treningi w Tatrach, bieganie w górach i w terenie, biegi górskie, obozy biegowe w górach, Tue, 11 Sep 2018 07:44:15 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=6.3 Podbijamy Czerwone Góry. Podsumowanie pierwszej połowy sierpnia https://biegamwgorach.pl/podsumowanie-sierpnia-turcja/ https://biegamwgorach.pl/podsumowanie-sierpnia-turcja/#respond Tue, 21 Aug 2018 17:17:07 +0000 http://biegamwgorach.pl/?p=7973 Podsumowanie sierpnia dzielę na dwa wpisy, bo choć mało biegałam, to działo się sporo.

Pierwsza połowa była praktycznie niebiegowa z mocnym akcentem na koniec w postaci startu w Aladağlar Sky Trail. Sporo łażenia i trochę wspinania. Opiszę te wyjścia, bo to było w ramach przygotowań do startu. Druga połowa no cóż. Jeśli startujesz w ultra, to nie licz na to, że w okresie startowym dużo potrenujesz. Tydzień przed to już w zasadzie tapering i mało biegania, tydzień po – regeneracja.

W tym tekście 3 pierwsze tygodnie sierpnia.

Jedziemy do Turcji! 30 lipca – 5 sierpnia

Poniedziałek to podróż do Kayseri w Turcji, a wtorek odpoczynek i zwiedzanie miasta. Nie dało się nie zauważyć wulkanu Erciyes, który górował nad blokami. Widzieliśmy ten rozległy masyw z naszego hotelowego okna. Idziemy tam w środę!

Wulkan Erciyes 3918 m n.p.m., Kayseri, Turcja

Wulkan Erciyes 3918 m n.p.m.

Środa. Erciyes 3918 m n.p.m.

Jadąc busikiem do centrum narciarskiego na wysokości 2300 m n.p.m. nie wiedzieliśmy jeszcze, którą drogą tam wejdziemy. Mieliśmy ją rozkminić, jak będziemy na miejscu. Wiedzieliśmy, że najpierw trzeba iść wzdłuż wyciągów narciarskich, a potem albo którymś ze żlebów, gdzie jak się okazało zalegał jeszcze śnieg, albo wschodnią granią. Gdy doszliśmy na wypłaszczenie na wysokości ponad 3000 m, zobaczyliśmy jak wyglądają żleby. Strome piargi i płaty śniegu. Oczywiście nie mieliśmy raków, żeby iść po śniegu i baliśmy się ładować w piargi nie znając terenu. Z kolei przejście granią miało jedną zasadniczą trudność. Po lewej stronie, już bliżej wierzchołka, znajdowała się duża turnia (która z daleka wydawała się prosta i malutka) i którą trzeba było obejść stromym piarżystym stokiem i śniegiem. Jak się później okazało, był to najbardziej niebezpieczny fragment wycieczki, trudniejszy niż czwórkowe wejście na wierzchołek.

Wschodnia grań wulkanu Erciyes, Turcja

Łatwy fragment grani Erciyes

Weszliśmy na dwa wierzchołki, mniejszy i łatwo dostępny, który nazwaliśmy flagowym (3890 m) i główny pipant – szczyt Erciyes (3918 m), gdzie trzeba było użyć liny na ostatnie kilkanaście metrów pionowej ścianki z lufą w dole. Były tam dwa stałe haki, z czego jeden na słowo honoru. Po zjeździe, zeszliśmy żlebami, nie chcąc powtarzać ryzykownego obejścia turni. W łatwiejszym terenie zbiegaliśmy.

Cała wycieczka to 18 km i 1900 m. Spędziłam na wysokości ok. 10 godzin i o to właśnie chodziło.

Po Erciyes przez dwa dni byłam osłabiona i bolała mnie głowa. Jak się okazało, tak właśnie reaguję na wysokość, podczas gdy będąc na górze, czuję się dobrze. W piątek z trzema przesiadkami dotarliśmy do Demirkazik, bazy zawodów. Postanowiliśmy na weekend iść na biwak w góry.

Wulkan Erciyes 3918 m n.p.m., Turcja

Na szczycie Erciyes

Sobota. Emler 3723 m n.p.m.

Z Demirkazik (1600 m) wyszliśmy z tobołami do obozu w Celikbuyduran na 3350 m n.p.m. Po rozbiciu namiotu na kamolach, weszliśmy na lekko i szybko na Emler. Nasza trasa z Demirkazik na Emler to pierwsze podejście na zawodach.

Tego dnia wyszło 16 km i 2120 m.

Głowa zaczęła boleć mnie wieczorem i trzymała przez całą noc. W niedzielę rano na szczęście ból przeszedł.

Niedziela. Kizilkaya 3767 m n.p.m.

Czerwona skała (bo tak się tłumaczy tę nazwę) to najwyższy szczyt pasma Aladağlar (czyli czerwonych gór). Z ekipą Turków, którzy biwakowali obok nas, ruszyliśmy tam rano. Ostatecznie na szczyt wszedł z nami tylko Faruk, który miał też swój sprzęt i linę 60 m. Ta góra to kupa rzęchu i labirynt półek. Zagwozdka tkwi w odnalezieniu drogi w gąszczu rzęchu i skalnych występów. Orientację ułatwiła nam ekipa z przewodnikiem, która szła przed nami. Dogoniliśmy ich szybko, bo zrobiliśmy tylko jeden wyciąg, chociaż tak szczerze, to dałoby się i bez, ale nasz turecki towarzysz wspinał się pierwszy raz i trochę się obawiał.

Na łatwych odcinkach biegałam, żeby oswoić się z wysiłkiem na wysokości.

Ta wspinaczka to 4,5 km i 600 m i 7 godzin na wysokości od 3400 do 3700 m.

Kizilkaya 3767 m n.p.m. najwyższy szczyt Aladaglar

Wspinaczka w rzęchu na Kizilkaya

Tydzień przed zawodami. 6 – 12 sierpnia

Poniedziałek. Emler i powrót do bazy

W poniedziałek rano czułam się bardzo dobrze, rozpierała mnie energia. Postanowiłam to wykorzystać i zrobić mocny akcent, czego ostatnio bardzo mi brakowało. Poleciałam z obozu na Emler, najkrótszą drogą, w bardzo stromym piargu – 2 i 3 zakres. Oddychało mi się świetnie i czułam moc w nogach. Zajęło mi to 25 minut do góry i ok 10 w dół.

Potem trzeba było zwinąć obóz i zejść do Demirkazik. Mój plecak ważył tylko 10 kg, więc całość zbiegałam. Pierwsze bieganie od tygodnia!

Tego dnia wyszło 15 km, 400 m w górę i 2100 m w dół.

Emler 3723 m n.p.m. Góry Aladaglar, Turcja

Emler z rana

Tapering

Nie wiem, czy nicnierobienie, spanie i jedzenie można nazwać taperingiem, ale tak to u mnie wyglądało. Nawet jakbym chciała zrobić jeszcze jakieś przebieżki na pobudzenie, to nie miałam siły. Osłabiła mnie wysokość, dobijało słońce.

Sobota. Start

47 km i prawie 4000 m w stromych piargach, słońcu i na dużej wysokości. O starcie w Aladağlar Sky Trail pisałam tutaj.

I po zawodach. 13 – 19 sierpnia

Trzeba być ze sobą szczerym. Nie potrenujesz w pierwszym, a może i w drugim tygodniu po długim ultra. Niby wydaje ci się, że nogi już nie bolą, ale organizm jest jeszcze ogólnie osłabiony. Zwłaszcza, jak trzeba lecieć samolotem z przesiadką i jechać zakorkowanymi polskimi drogami przez 6 godzin, by wreszcie wyspać się w swoim łóżku. Zasada jest taka, że póki nie przyjdzie ci ochota na bieganie, nawet jak mięśnie już nie bolą, to lepiej się nie zmuszać. Rower, pływanie – to świetny czas na takie aktywności.

O dziwo, dość szybko, jak na mnie, doszłam do siebie po zawodach. Może to efekt tego, że wreszcie się wyleczyłam.

Środa. Pierwszy trucht

W środę zachciało mi się biegać, ale już po 2 km wiedziałam, że to będzie męka. Niby nic nie bolało, ale biegło się jak z dodatkowym balastem. Potruchtałam 5 km po płaskim w tempie 6:00 i miałam dość.

Czwartek. Pływanie i SPA

Podjęłam jedyną słuszną decyzję – poruszać się, ale nie klepać kilometrów. Wybrałam się z rodzinką na baseny solankowe w Konstancinie. Sauna, jacuzzi i pływanie w słonej wodzie. To był strzał w dziesiątkę.

W piątek czekała mnie męcząca podróż do Zako. W takie dni lepiej odpuścić treningi.

Kopa Kondracka, Tatry Zachodnie

Wbieg na Kopę

Sobota. Wreszcie Taterki!

Mimo zmęczenia podróżą i niedospaniem naprawdę miałam już ochotę na bieganie. I to mocne. Pobiegłam w miarę mocno (2 zakres) na Kopę, zgarniając dwie korony na podbiegu 😉 dalej na Małołączniak, w dół Kobylarzowym Żlebem na Przysłop Miętusi i kolejna korona do kolekcji. U wylotu Doliny Małej Łąki cudem wpadłam prosto na Błażeja, który cisnął (dosłownie!) ostatnie kilometry na Tatra Fest Bieg. Pobiegłam z nim do mety.

Wyszedł solidny trening 23 km i 1300 m. Nogi już całkiem świeże, bolały mnie jeszcze tylko plecy, które najbardziej oberwały w Turcji.

Podsumowanie

Uwielbiam biegi ultra i nienawidzę jednocześnie. Lubię dobry, przemyślany trening. A ciężko jest solidnie trenować w okresie startowym w biegach ultra. Do ultramaratonów trzeba przepracować zimę i wiosnę, a w okresie startowym jedynie podtrzymywać formę, dobrze odpoczywać przed zawodami i regenerować się po. Ja nie przepracowałam ani zimy, ani wiosny i stąd mam teraz spory niedosyt treningu. Czy uda się coś pobiegać w drugiej części sierpnia? Zobaczymy!

A o treningu do ultramaratonu pisałam szczegółowo w tym wpisie.

Widok na dolinkę z obozu Celikbuyduran 3350 m n.p.m. Aladağlar

Widok na dolinkę z obozu Celikbuyduran 3350 m n.p.m.

Zdjęcia: Kamil Weinberg, Olga Łyjak

]]>
https://biegamwgorach.pl/podsumowanie-sierpnia-turcja/feed/ 0
Turcja jest moja! https://biegamwgorach.pl/turcja-jest-moja/ https://biegamwgorach.pl/turcja-jest-moja/#comments Fri, 17 Aug 2018 08:58:25 +0000 http://biegamwgorach.pl/?p=7930 Aladağlar Sky Trail 2018

Fot. Aladağlar Sky Trail 2018

To był jeden z moich najtrudniejszych biegów. Strome podejścia na granicy wspinaczki, strome zbiegi w sypiących się piargach, wysokość powyżej 3000 m n.p.m., duże przewyższenie. Zwykły maraton ma nie więcej niż 2100 m, a tu było tyle na pierwszych 14 km. 47 km i 3900 metrów w słońcu i w piargu. Witajcie tureckie góry! Może trochę przez pokorę wobec trasy i terenu, niewiadomą, jak zareaguję na duży wysiłek na wysokości, wyszedł mi jeden z lepszych startów. Wszystko zagrało. Aklimatyzacja, odpoczynek przed biegiem, odżywianie i nawadnianie, rozłożenie sił.

Przed startem

O moich lipcowych treningach pisałam w tym wpisie. Wcześniejsze moje trenowanie było bez ładu i składu, a biegać zaczęłam w połowie kwietnia, mając jeszcze 3 tygodnie chorobowego w czerwcu.

Moje przedstartowe przygotowania wyglądają na bardzo profesjonalne, choć prawda jest taka, że cały wyjazd do Turcji miał być głównie przygodą i zbieraniem doświadczenia w wyższych górach. Z perspektywy wyniku widzę, że zrobiłam po prostu bardzo dobrą aklimatyzację i wstrzeliłam się z liczbą dni gnuśnienia na kampingu przed zawodami. To był jednak spontaniczny eksperyment z wielką niewiadomą.

Wspinanie na wulkan Erciyes 3918 m n.p.m. Turcja

Wulkan Erciyes 3918 m n.p.m. Turcja

Nie planowaliśmy jechać do Turcji na dwa tygodnie przed zawodami. Jednak gdy zobaczyłam ceny biletów, a potem poczytałam o górach Aladağlar, stwierdziłam, że muszę tam jechać na dłużej.

O tym, co planujemy zrobić przed startem pisałam tutaj. Start miał być tylko wisienką na torcie. Zrealizowaliśmy plan w 100% albo i więcej.

Weszliśmy na wulkan Erciyes, 3918 m n.p.m. na 10 dni przed zawodami. Wchodziliśmy wschodnią granią, gdzie można było pobiegać na wysokości ponad 3500 m, a na końcowy pipant wspięliśmy się w kruchej skale o trudnościach IV IUAA. Teren przed wejściem na mniejszy wierzchołek Erciyes był bardzo trudny, obejście turni w grani zajęło nam grubo ponad dwie godziny, do tego doszło motanie stanowisk i ubezpieczanie drogi na wierzchołek, zjazd, a na koniec trudne zejście żlebami w sypiącym się spod nóg terenie. Wszystko to sprawiło, że spędziliśmy na wysokości pomiędzy 2300 a 3900 m ponad 10 godzin. Zrobiliśmy tego dnia 17 km i 1800 m przewyższenia. Powyżej 3500 m n.p.m. czułam się świetnie, nie bolała mnie głowa, nie miałam zawrotów, jednak nie wchodziłam na mocniejsze obroty, podchodziłam mocno, ale raczej w tlenie.

Głowa zaczęła mnie boleć, gdy już byliśmy praktycznie na dole, a przez kolejne dwa dni byłam osłabiona. Dowiedziałam się więc, że na wysokości radzę sobie całkiem dobrze, ale mój organizm dłużej do siebie dochodzi po zejściu na niziny. Nasze niziny to było miasto Kayseri, położone na ok 1100 m n.p.m. u północnego podnóża Erciyes. Dwa dni po wejściu na wulkan przenieśliśmy się w góry Aladağlar. Pierwszą noc spędziliśmy na najniższym kampie w Demirkazik na wysokości nieco ponad 1600 m n.p.m., a potem przenieśliśmy się wyżej.

Celikbuyduran 3350 m n.p.m. Aladağlar National Park, Turcja

Obóz w Celikbuyduran 3350 m n.p.m., góry Aladağlar

Tego nie planowaliśmy, ale czułam, że spanie na wysokości powyżej 3300 m n.p.m. dobrze nam zrobi, no i z samego rana będziemy mogli na lekko zaatakować okoliczne szczyty. Tak więc na tydzień przed zawodami spałam dwie noce na 3350 m, weszłam dwa razy na lekko i szybko na Emler, 3723 m (pierwszy szczyt na zawodach) i wspięłam się na Kizilkayę, 3767 m. Tempo było wolne, bo szliśmy z poznanymi w obozie Turkami, jeden wyciąg, jeden zjazd, więc na wysokości powyżej 3500 m byłam kilka godzin.

Głowa, podobnie jak po Erciyes bolała mnie wieczorem pierwszego dnia w naszym obozie i całą noc, by w niedzielę rano nie dawać już o sobie znać. Na Emler i Kizilkayę wchodziło mi się super, bez zadyszki, zawrotów głowy czy innych rewolucji.

Z gór zeszliśmy do Demirkazik w poniedziałek w południe. To był zbieg 15 km z około 10 kg plecakiem. Bardzo chcieliśmy wejść na piękny szczyt Demirkazik, którego piękną ścianę codziennie oglądaliśmy a to z innych szczytów, a to ze wsi Demirkazik. Da się tam wejść bez liny, ale może się przydać do zjazdów. Nie chcieliśmy jednak ryzykować długiej wycieczki na 3-4 dni przed zawodami, zwłaszcza, że po zejściu z gór byłam przez dwa dni osłabiona.

Aladağlar National Park, Turcja

Rekonesans trasy. Piargi, piargi, piargi…

Zostały 4 dni, żeby porządnie odpocząć. Był upał i starałam się unikać słońca jak ognia. A i tak byłam już nieźle spieczona. Czułam osłabienie spaniem na wysokości, znużenie nicnierobieniem, rozleniwienie słońcem i spaniem po 11 godzin. Kompletnie nie wiedziałam, co będzie w dniu zawodów. Nie miałam siły, żeby potruchtać chociaż 5 km i zrobić parę rytmów, co jest moim zwyczajem przed każdymi zawodami. Zwykle jeszcze we wtorek robię mocny, krótki trening (2-3 zakres), ale teraz nie miałam na to kompletnie siły.

Dużo jadłam, piłam po 5 litrów wody dziennie, zero kawy, a od środy zaczęłam pić ALE Gainer – odżywkę węglowodanowo-białkową, mój stary zwyczaj, gdy jeszcze biegałam płaskie maratony i teraz sobie przypomniałam, że warto się tak ładować też przed startami górskimi.

Myślałam, że zniosę jajko. Do czwartku na kampie byliśmy zupełnie sami. Nawet pan z recepcji, z którym porozumiewaliśmy się na migi, dał nam klucz do budynku, korzystając z tego, że jesteśmy i nie było go całe dnie. W Demirkazik jest tylko jeden lokalny sklepik, który odwiedzaliśmy raz dziennie, kilkadziesiąt domów, dwa puste schroniska i nasz kamping. Jedynym zajęciem było spanie, jedzenie, chowanie się przed słońcem i robienie przepierki. Kamil studiował mapę i trasę zawodów, stresując się limitami, ja obrabiałam fotki.

Przełęcz nad Celikbuyduran, Aladağlar National Park, Turcja

Przełęcz nad Celikbuyduran

W czwartek zaczęli zjeżdżać się organizatorzy i zawodnicy. Był zorganizowany catering, z którego korzystaliśmy. Wreszcie zaczęło się coś dziać. Wypadłam z letargu i od razu poczułam się lepiej. Przybywało namiotów, samochodów, rozstawiono różne stoiska. Zrobił się harmider. Zwinęłam swój namiot a Kamil miejscówkę pod chmurką i przenieśliśmy się do pokoju schroniskowego. Żółte ściany, niebieska pościel, smród w łazience i trup w szafie. Żartuję, w szafie też śmierdziało. Ale za to był widok na góry i nie musiałam już zjeżdżać w nocy z maty na glebę.

Na wspólnych posiłkach poznawaliśmy nowych ludzi, dla jednych był to debiut w tak trudnym biegu, inni byli weteranami, którzy biegli wszystkie edycje. Kamil przedstawiał się jako dziennikarz sportowy, więc wszyscy do niego lgnęli, zostawiali kontakty, opowiadali o naszym biegu i innych zawodach w Turcji. Na kilka zostaliśmy zaproszeni 🙂 Zajadaliśmy się smacznym tureckim żarciem, arbuzami i melonami. W takiej atmosferze nie było czasu stresować się sobotnim startem.

Do tego stopnia „zapomniałam”, że startuję, że w piątek wieczorem najadłam się soczewicy i surówki z kiszonej cebuli z papryczkami chilli. Nie powiem, że nie bolał mnie brzuch, gdy próbowałam zasnąć. Pobudka o 3 w nocy, więc 4 godziny kiepskiego snu musiały wystarczyć.

Celikbuyduran 3350 m n.p.m. Aladağlar National Park, Turcja

Celikbuyduran 3350 m n.p.m. Aladağlar National Park

Trasa

Trasa liczyła 47 km i 3900 m przewyższenia (według ITRA, według organizatorów 3500 m+). Startowaliśmy z 1600 m n.p.m. i przez 14 km był tylko podbieg – 2100 metrów w pionie. Najpierw biegliśmy 7 km szutrem, gdzie dało się jeszcze biegać, a co niektórzy mocno pocisnęli. Ten pierwszy odcinek był w zupełnej ciemnicy.

Po około godzinie, gdy zaczęło świtać wbiegaliśmy w góry, stromo po piargach i kamieniach. Przecisnęliśmy się przez górki wąwóz, jeszcze parę stromych podejść i wbiegaliśmy na mały płaskowyż powyżej 3000 m n.p.m. wciśnięty między pięknymi pomarańczowymi ścianami. Kawałek wyżej był pierwszy punkt w Celikbuyduran, tam gdzie tydzień temu spaliśmy, a potem sztajcha na Emler – 3723 m. Od podejścia z przełęczy na Emler biegłam już do końca w pełnym słońcu.

Z Emlera biegło się kawałek granią, gdzie nieco zboczyłam z trasy w dół, i z powrotem wróciłam na grań. Znowu zbieg – oczywiście po piargach, częściowo poza jakąkolwiek ścieżką. Na dole na płaskowyżu powyżej 3000 m n.p.m. stał kolejny punkt odżywczy. Dalej trasa prowadziła lekko pod górę, wąską ścieżką między kamieniami. I kolejna piarżysta sztajcha na MTA 3517 m. To było bardzo strome podejście.

Emler 3723 m n.p.m. Aladağlar National Park, Turcja

Rekonesans trasy, Emler 3723 m n.p.m.

Z MTA był techniczny zbieg po kruchej skale i… piargach, momentami z ekspozycją, gdzie stały tabliczki „Danger”. Bardzo wolno tu zbiegałam i pierwszy raz korzystałam na zbiegu z kijków. Dalej znowu potem parę kilometrów płaskowyżem z podbiegami, kolejny punkt i strome podejście na ostatni szczyt 3367 m. Tutaj miejscami to już było wspinanie. Szło się po osypujących się piargach i kamieniach, trzeba było łapać się skał, żeby nie zjechać z lawinką kamieni w dół.

Ze szczytu miał być już tylko 14-km zbieg, ale po drodze znalazło się parę podbiegów, w tym jedno strome podejście, gdzie trzeba było używać rąk. Na tym odcinku były jeszcze dwa punkty odżywcze. Wydawało się, że ostatnie 7 km w dół to będzie już wygodna biegowa ścieżka, ale gdzie tam. Znalazło się jeszcze parę podbiegów i 2 km w dół tak stromym terenem, że prawie nie mogłam zbiegać. Musiałam biec na palcach, bo na pięcie czułam już wielki bąbel, a zbieganie na palcach powodowało wrzynanie kamyków w paznokcie. Ślizgałam się, bo bieżnik w moich butach zdarł się prawie do zera. Wąska ścieżka wiodła między wielkimi ostami, co nie ułatwiało zbiegania.

Aladağlar Sky Trail 2018, Direktaş, ponad 3000 m n.p.m.

Punkt w Direktaş, ponad 3000 m n.p.m.

Trasa w górach była oznaczona tylko kamiennymi kopczykami! Gdy biegłam sama, nie widząc nikogo za sobą ani przed sobą, zastanawiałam się, czy poruszam się w dobrym kierunku. Na szczęście poza punktami byli porozstawiani wolontariusze, na płaskowyżach i na szczytach, którzy mierzyli czas i sprawdzali, czy wszyscy są na trasie. W dwóch miejscach lekko pomyliłam trasę. Na Emlerze i pod koniec, na ostatnim zbiegu zasugerowałam się namiotami pastuchów, myśląc, że to punkt odżywczy, źle skręciłam, ale na szczęście zawrócił mnie zawodnik, którego chwilę wcześniej wyprzedziłam.

Jak na bieg bez widocznych oznaczeń, często poza ścieżkami, do tego biegnąc bez tracka i w czołówce, gdzie były spore odległości między zawodnikami, mogę być z siebie dumna, że nie zaliczyłam większej zguby!

Taktyka

To były jedne z moich lepiej rozegranych zawodów. Nie wiedziałam, jak mój organizm zareaguje na wytężony wysiłek, bez przystanków, na wysokości. Dlatego zaczęłam naprawdę bardzo wolno. Pierwsze 7 km po szutrowej drodze lekko pod górę biegłam w górnej granicy 1 zakresu, nie chciałam się zakwasić. Gdy weszliśmy w góry i zaczęły się strome podejścia po piargach ruszyłam mocniej, ale dużą część pracy przerzuciłam na ramiona – pierwszy raz tak mocno na zawodach pracowałam kijkmi. I pierwszy raz największe zakwasy miałam nie w nogach, ale w plecach i ramionach!

Aladağlar Sky Trail 2018

Fot. Aladağlar Sky Trail 2018

Utrzymywałam stałe, żwawe tempo przez większość trasy. Nie szarpałam, nie kilianowałam na zbiegach. A mimo to przesuwałam się w stawce i wyprzedzałam kolejnych facetów. Jak się okazało na mecie, aż dziesięciu, czego nawet nie zauważyłam. Być może siedzieli zmęczeni w cieniu przy punktach odżywczych, na których brałam tylko wodę i leciałam dalej.

Nawet jakbym chciała, to nie mogłam poszaleć na zbiegach, co było po części winą butów. Wzięłam Adidasy Terrex Agravic, które są bardzo dobre na litą skałę, ale nie na miałkie piargi. Zbyt mało agresywny bieżnik sprawiał, że na zbiegach po prostu się ślizgałam. Do tego stopnia, że musiałam na najbardziej stromych fragmentach używać kijków. Ale może właśnie dzięki tym w miarę spokojnym zbiegom miałam naprawdę dużo siły na bardziej płaskich, przebieżnych fragmentach i pod górę.

Największy kryzys miałam na drugiej górze, stromym podejściu na MTA (3517 m). Szłam praktycznie na samych kijach. Ale inni musieli cierpieć jeszcze bardziej, bo minęłam tam dwóch gości słaniających się na nogach i przysiadających na grani. Zjadłam kilka żeli z kofeiną i odzyskałam siły przed kolejnym, ostatnim podejściem.

To było najtrudniejsze podejście, miejscami prawie pionowe, trzeba było łapać się skał, a spod nóg sypały się piargi. Zrobiłam je w około 40 min, podchodząc tak szybko, jakbym dopiero zaczęła zawody. Cały zapas energii, który magazynowałam przez większość biegu, wykorzystałam właśnie tutaj. Na szczycie dogoniłam kolejnego zawodnika.

Aladağlar Sky Trail 2018

Fot. Aladağlar Sky Trail 2018

Zostało 14 km zbiegu, miejscami w trudnym piarżystym terenie z kilkoma podbiegami i jednym stromym podejściem. Zrobiłam je w około 1:30, dokładnie tyle, ile sobie zakładałam w najbardziej optymistycznym wariancie. I tak naprawdę był to dla mnie jeden z najtrudniejszych do zniesienia odcinków. Czułam już, że coś dzieje się na mojej pięcie i musiałam zbiegać praktycznie na palcach. Czasami zapadałam się po kostki w piargu i nie było sensu co chwilę zatrzymywać się i wysypywać kamyki z butów. Gdy raz to zrobiłam, okazało się, że mam masę kamyków w skarpetkach i z bólem na twarzy leciałam dalej, a te kamienie wrzynały mi się w paznokcie.

Na mecie miałam wrażenie, że dobiegłam ze sporym zapasem, zbyt oszczędzając się na zbiegach. Ale może właśnie tak powinno biegać się ultra. Bo najgorsze co można zrobić, to zajechać się na początku i słaniać się w drugiej połowie, co niestety też mi się zdarzało.

Ciekawie wygląda analiza międzyczasów pierwszej 15-tki. Widać, jak zyskiwałam na przewadze w kolejnych punktach, a ci, którzy na początku byli 15 minut przeze mną, stracili na mecie ponad godzinę. Dokładnie tak sobie myślałam, gdy biegłam pierwszy łatwy odcinek. Nic mi nie da, jak zrobię go o 5-10 minut szybciej, a mogę przez większe tempo zakwasić się tak, że nie odzyskam sił na resztę dystansu.

Wyniki

Aladağlar Sky Trail 2018

Fot. Aladağlar Sky Trail 2018

Odżywianie i nawadnianie

Wzięłam ze sobą 20 żeli, zakładając, że będę jeść żela co pół godziny. Mało osób przestrzega tej zasady, że powinno się przyjmować 300 kcal na godzinę. 2 żele na godzinę to i tak za mało. Liczyłam, że będę biec około 9 godzin.

Zjadłam w sumie 17 żeli. Od 1 godziny jadłam co pół godziny bardzo się pilnując, a na ostanie 15 km wcinałam ile się da. Te żele bardzo mi ciążyły, ważyły ponad 1 kg, więc chciałam szybko się ich pozbywać. Gdybym biegła dłużej niż zakładałam, miałam w planie korzystanie z bufetów. Ale na szczęście nawet nie wiem, co tam serwowali 😉

Na pierwszy 12-km odcinek pod górę (do pierwszego bufetu) wzięłam 1 litr wody z węglowodanami i aminokwasami (ALE Gainer). Było zimno, więc wypiłam to w jakieś 2 godziny. Potem na każdym bufecie brałam litr wody, a od ok 30 km również colę. Było 6 punktów z piciem, ostatniego nie korzystałam, więc jeśli dobrze liczę, wypiłam około 6 litrów płynów. Nie jest to dużo, jeśli weźmie się pod uwagę wysokość, na której człowiek szybciej się odwadnia i słońce, które dawało popalić non stop od godziny 7. Byłam 6 godzin na otwartym słońcu bez żadnej chmurki na niebie! Ale przez kilka dni przed zawodami bardzo dbałam o nawadnianie, pijąc ok 5 litrów, w tym elektrolity. Nie czułam się odwodniona w trakcie, ani po biegu. Dodatkowo żele ALE mają trochę więcej wody niż inne, można je jeść bez popijania. 20 żeli waży więcej, ale lepiej wchodzą i minimalnie nawadniają.

Zjadłam też parę tabletek z sodą, potasem, wapniem i magnezem (ALE HydroSalt), a o 3 rano przed biegiem dwa małe kawałki bułki z miodem i herbatę. To wszystko.

Aladağlar Sky Trail 2018

Fot. Aladağlar Sky Trail 2018

Sprzęt

To będzie długi akapit, bo sprzętu trzeba było nabrać na jak wyprawę co najmniej w zimowe Alpy!

Aladağlar Sky Trail 2018

Na mecie Aladağlar Sky Trail 2018

Podsumowanie

Jestem bardzo zadowolona z tego startu, i nie tylko dlatego, że byłam 5 open, ale myślę, że nabiegałam całkiem dobry czas. Poprawiłam o 34 minuty rekord trasy Nathalie Mauclair. Patrząc na nasze międzyczasy, to do drugiego punktu kontrolnego biegłyśmy prawie identycznie (3:00 na Emler i 3:30 w Direktaş), potem już przyspieszałam i zwiększałam wirtualną przewagę. Na MTA byłam o 10 minut szybciej, a na ostatnim szczycie 38 minut, zwolniłam na zbiegu, gdzie już cierpiały moje stopy. Ktoś powie, że to były inne zawody. Niech sobie mówi co chce, ja się cieszę 🙂

Jestem zadowolona, bo zadziałał eksperyment z aklimatyzacją, dobrze odpoczęłam przed biegiem i idealnie rozłożyłam siły. To cenne doświadczenie, które mam nadzieję zaprocentuje na kolejnych startach. 16 września biegnę Glen Coe Skyline, 52 km i 4750 m.

Aladağlar National Park, Turcja

Rekonesans trasy, pierwszy górski wąwóz

Zdjęcia: Kamil Weinberg, Aladağlar Sky Trail 2018.

]]>
https://biegamwgorach.pl/turcja-jest-moja/feed/ 1
Aladağlar Sky Trail – górale z nizin na wysokościach https://biegamwgorach.pl/aladaglar-sky-trail/ https://biegamwgorach.pl/aladaglar-sky-trail/#respond Fri, 27 Jul 2018 09:18:20 +0000 http://biegamwgorach.pl/?p=7820 Aladaglar Sky Trail to 46 km, prawie 4000 m przewyższania, połowa biegu na wysokości 3000-3700 m, na sam początek ponad dwa tysiące metrów podejścia na najwyższy punkt trasy 3723 m, gorąco, skaliste podejścia, piarżyste zbiegi w tureckich górach Antytaurus (turecka nazwa Aladağlar). Punkty w skali „mountain level” według ITRA – 14! Nasz najtrudniejszy bieg – Ultra Granią Tatr ma dla porównania 8 punktów. Jedna kompletna niewiadoma, jak będzie wyglądać trasa i jak mój organizm zareaguje na wysiłek na takiej wysokości.

Bardziej od wysokości boję się jednak czego innego. Po moich ostatnich doświadczeniach wiem, że źle znoszę bieganie w upałach. W Demirkazik, tam gdzie będziemy mieć bazę i start biegu na wysokości 1600 m jest obecnie ok 30 stopni i lampa. Start biegu jest o 4:30 i będzie tylko wyżej. Ale na najwyższym punkcie trasy 3700 jest obecnie 16-17 stopni! Czyli na 3000 m jakieś 20. Chłodno na tym biegu nie będzie.

Aladağlar Sky Trail 2016

Fot. Arzu & Derya Duman, Aladağlar Sky Trail 2016

Zawody to nie wszystko

Jak to ja, nie lubię tak po prostu lecieć na drugi koniec świata na zawody. Postanowiliśmy z Kamilem (bo z nim jadę) poznać trochę okolicę i przy okazji, zaaklimatyzować się – i do wysokości i do upałów. W poniedziałek lądujemy w Kayseri w 35-stopniowym upale! Na wysokości ponad 1000 metrów.

Zanim dotrzemy do naszej docelowej miejscowości Demirkazik, położonej na wysokości 1600 metrów wioski u podnóża gór Antytaurus, wchodzimy o nieczynny wulkan Erciyes Daği, 3917 m. Nie będzie to zwykła biegowa wycieczka, bo po pierwsze nie znamy terenu, a tam nie ma żadnego szlaku turystycznego, po drugie końcówka podejścia jest raczej wspinaczkowa i zabieramy linę, uprzęże, karabinki i pętle. Ostatnie kilkanaście metrów podejścia to trudności wspinaczkowe III-IV UIAA.

Jak już się pobawimy we wspinaczkę, jedziemy busami do Demirkazik. Ale nie lądujemy w hotelu czy nawet w pensjonacie! Bierzemy plecaki, namioty, butle z gazem, zapasy jedzenia i ruszamy w góry! Gdzie dokładnie, jeszcze nie wiemy, ale gdzieś wyżej na ok. 2000 m jest dzikie pole namiotowe z dostępem do wody. To będzie nasza baza wypadowa do kolejnych wycieczek. Chcemy uderzyć na:

  • Demirkazık, 3756 m – najwyższy a według nowszych pomiarów drugi szczyt pasma Aladağlar, wejdziemy tam trasą zawodów, w kopule szczytowej trudności ok. III UIAA, zabieramy więc sprzęt wspinaczkowy
  • Kızılkaya, 3771 m – według nowszych pomiarów najwyższy szczyt pasma. Idziemy najpierw robiąc rekonesans trasy biegu w kierunku przełęczy Çelikbuyduran (3362 m), stamtąd bieg prowadzi na Emler (3723 m) – trzeci szczyt pasma, a my po skałach wejdziemy na Kızılkaya, trudności ok. III UIAA
  • Jak starczy nam czasu może wejdziemy jeszcze na Emler 3723 m.

Przed biegiem wracamy na „niziny”, czyli do bazy zawodów w Demirkazik. Sam bieg to będzie tylko wisienka na torcie całego wyjazdu i wszystkich przygód, jakie czekają na nas w tych dzikich i obcych górach.

Bądźcie czujni, bo przed biegiem wrzucam na mojego fanpage’a konkurs! Start 11 sierpnia.

Aladağlar Sky Trail 2016

Fot. Aladağlar Sky Trail 2016

Co zabieram na dwa tygodnie górskich przygód

Może jesteście ciekawi, co spakowałam na dwa tygodnie łażenia po górach, biwakowania i zawody do 55-litrowego plecaka!

  • na biwak: namiot, mata do spania, śpiwór, składany kubek, ręcznik
  • w góry: uprząż, kijki składane karbonowe, kask, czołówka (linę i karabinki bierze Kamil)
  • buty: Adidas Terrex Agravic, Agravic Speed, sandały Merrel
  • kurtki: lekka puchówka, kurtka z membraną 10 tys (wymagana na zawody), wiatrówka
  • spodnie: lekkie spodnie przeciwwiatrowe, 2 pary długich legginsów
  • bluzy: jedna ciepła bluza
  • bluzki: z długim rękawem (2), z krótkim (5), bokserki (4), rękawki
  • spodenki: krótkie spodenki (2), spódniczka biegowa
  • opaski na głowę, buffy, czapeczka, rękawiczki, opaski kompresyjne
  • kamizelka biegowa CamelBak Ultra Pro Vest i Nano Vest, flaski (3)
  • pas biodrowy ATTIQ
  • Garmin
  • Gopro Hero 6
  • telefon, laptop 😉
  • powerbanki (2)
  • okulary (2)
  • żele na zawody, suplementy: białko z węglowodanami, BCAA, wit. C, probiotyki
  • ketonal, aspiryna, bandaż, folia NRC
  • krem z filtrem 30!
  • paszport

Na koniec chciałam krótko podziękować za wsparcie moim sponsorom:

Dzięki Kasia za pożyczenie plecaka!

Aladağlar Sky Trail 2016 Aladağlar Sky Trail 2016 Aladağlar Sky Trail 2016 Aladağlar Sky Trail 2016 Aladağlar Sky Trail 2016 Aladağlar Sky Trail 2016 Aladağlar Sky Trail 2016 Aladağlar Sky Trail 2016 Aladağlar Sky Trail 2016 Aladağlar Sky Trail 2016 Aladağlar Sky Trail 2016 Aladağlar Sky Trail 2016

Zdjęcia: Aladağlar Sky Trail 2016, Arzu & Derya Duman Photography

]]>
https://biegamwgorach.pl/aladaglar-sky-trail/feed/ 0