Royal ultra Skymarathon – BIEGAM W GÓRACH https://biegamwgorach.pl treningi w Tatrach, bieganie w górach i w terenie, biegi górskie, obozy biegowe w górach, Wed, 23 Aug 2017 00:42:01 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=6.6.4 Royal Ultra Skymarathon. Relacja #2 https://biegamwgorach.pl/royal-ultra-skymarathon-relacja-2/ https://biegamwgorach.pl/royal-ultra-skymarathon-relacja-2/#comments Sun, 23 Jul 2017 15:43:52 +0000 http://biegamwgorach.pl/?p=6328 Kiedy ten ostatni zbieg?

Biegłam już ponad 37 km i ponad 6 godzin, pokonałam pięć przełęczy od 2500 do 3000 metrów n.p.m. Trasa prowadziła teraz nierównym, kamienisto-trawiastym trawersem jakiegoś zbocza. Niby tylko lekko pod górę, ale ścieżka wąska, głazy i nachylenie stoku sprawiały, że biegło się bardzo ciężko. Ścieżka prowadziła na kolejną przełęcz, 2670 m. Nie wiem jak to się stało, ale wywaliłam się na bok na skałę. Przed uderzeniem o kamień uratował mnie kijek, z którym stało się to, co nieuniknione. Pozbierałam elementy i schowałam do plecaka i kuśtykałam dalej już tylko z jednym.

Na przełęczy zapytałam wolontariusza, czy to już ostatnie podejście, zrozumiałam, że tak. Myślałam więc, że zostało jeszcze ok 15 km i głównie zbieg w dół (tak jak było na KIMA).  Przyspieszyłam, żeby dogonić dwie dziewczyny, które wyprzedziły mnie parę kilometrów wcześniej. Zbieg był dość stromy, na szczęście po łące i można było wciągnąć nogi. Dziewczyny wyprzedziłam jeszcze przed jeziorem na wysokości 1800 m. Dalej zbiegu ciąg dalszy, czyli już prawie 1000 metrów stromo w dół! Byłam pewna, że będziemy już biec tylko zbiegać. Z zegarka wychodziło, że mam jeszcze ok 10 km. „Meta jest na ok. 1600 m, więc będzie buy Windows 10 Professional product Key trochę płasko i delikatnie w dół” – tak sobie rozkminiałam. Na początku to się zgadzało, biegłam po prawie płaskiej ścieżce, a potem zaczął się podbieg, ale nie jakiś bardzo stromy. Myślałam, że to jakaś mała hopka. Ale podbieg się nie kończył.

Ucieczka i gonitwa za zającem

Dawałam z siebie wszystko, żeby nie dogoniły mnie tamte dwie dziewczyny, ciągle uciekałam. Biegłam teraz z dwoma zawodnikami, jeden przede mną, drugi za mną. Ten przede mną trochę mi uciekał, a ten z tyłu odstawał. Miałam zająca. Robiłam wszystko, żeby go nie zgubić. Oddalał się coraz bardziej, a ja go goniłam pod górę podpierając się jednym kijem. Ścieżka pod górę prowadziła przez las, było parno i gorąco. Na lekkim wzniesieniu las zaczął się przerzedzać. Byłam pewna, że za nim będzie już zbieg nad jezioro motorup.com.au do mety. Ale moim oczom ukazała się piękna, rozległa dolina z wijącą się do góry ścieżką, na której dostrzegałam małe, kolorowe poruszające się kropki. „O Fuck!” – krzyknęłam. Tam jest jeszcze jakieś podejście. Niemożliwe! Byłam zrezygnowana, ale wiedziałam, że gonią mnie dwie dziewczyny, które wydawały się dużo mocniejsze na podbiegach. Uciekałam ile sił.

Royal Ultra Skymarathon

Ostatnie podejście

Przed przełęczą dostrzegłam mojego zająca. Prawie go miałam! Wdrapałam się na nią (2310 m) i wtedy poczułam się jak w matrixie. W dole nie było żadnego jeziora, nie było widać mety! „To jeszcze nie koniec, będzie jeszcze jakieś podejście?” Zbiegłam na dół do schroniska, gdzie był punkt odżywczy. Rzucił mi się w oczy ser pokrojony w kostkę. Pierwszy raz na tym biegu spojrzałam na to, co serwują na stole. Ale nie mogłam patrzeć na jedzenie, uzupełniłam tylko wodę do jednego flaska. Pytam, ile jeszcze do mety i słyszę, że ok 5-10 km. Niezła maniana! Problem w tym, że widzę dookoła tylko wysokie góry i przełęcze. Stało microsoft10.com się dla mnie jasne, że trzeba jeszcze wspiąć się na jedną z nich! To mnie dobiło, chciałam się rozpłakać, ale nie miałam na to siły. Musiałam uciekać dalej i gonić mojego zająca, który znowu gdzieś zniknął.

Z jednym kijkiem, ledwo człapiąc musiałam wyglądać naprawdę marnie. Ale mój duch walki ciągle we mnie drzemał i nie pozwalał teraz się poddać. Za lekkim wypłaszczeniem na łące trzeba było skręcić w lewo za skałami i wtedy zobaczyłam podejście, stromiasto pod górę, a na nim parę kolorowych postaci pnących się jak ślimaki. Teraz to już musiała być ostatnia przełęcz.  Włączył się mój duch walki, przestałam już uciekać dziewczynom z tyłu, których ani razu nie widziałam za sobą i zaczęłam gonić te kolorowe postaci. „A może jeszcze parę osób wyprzedzę!” – myślałam.

Tymczasem robiłam się głodna. Nie miałam już żadnych żeli, od Kamila wzięłam tylko 5, licząc na to, że przede mną jest tylko długi zbieg, a te 5 i tak było na wszelki wypadek! Podeście miało pod koniec ok 45% i trzeba było opierać się rękoma o stok. Wdrapałam się wreszcie resztkami sił, zegarek pokazał wysokość 2551 m i 53 km. To już powinien być koniec zawodów – według tego, co podawali organizatorzy. Pytam windows 10 professional key purchase tradycyjnie, ile jeszcze do mety. „5 km” – usłyszałam. „5 km i 400 m w dół?” – dopytuję? „Nie – 900 metrów w dół”.

Royal Ultra Skymarathon

Ostatnia przełęcz, Celle del Nel 2551 m

Ostatni zbieg i najlepsza zabawa

Poprosiłam jeszcze wolontariusza, czy pomoże mi schować kijki do plecaka i w tym momencie zachwiałam się i prawie nie przewróciłam na drugą stronę stromego stoku. Wolontariusz musiał mnie łapać. Wzięłam trochę wody i zaczęłam żwawo schodzić. Biec się za bardzo nie dało, było ok 40% nachylenia i nierówne kamienie na wąskiej ścieżce. Bolało mnie wszystko, od pleców po palce u stóp. Dogonił mnie tu jeden zawodnik i to zmobilizowało mnie, żeby poruszać się trochę żwawiej. Gdy zrobiło się mniej stromo, zaczęłam biec, jak na moje odczucie, całkiem szybko. Ogólnie na tym ostatnim zbiegu było 4 km i 900 metrów w dół!

Dogoniłam mojego zająca, co bardzo mnie zmobilizowało, a za chwilę zobaczyłam schodzącą Natalię. Byłam pewna, że podejmie walkę, ale wyglądała na kompletnie zrezygnowaną. Włączył mi się znowu tryb uciekania i przyspieszyłam jeszcze bardziej. Biegłam tak, jakbym dopiero zaczynała zawody, skakałam od skały do skały po stromej, leśnej ścieżce, wijącej się krótkimi zakosami. Znów biegłam z tymi samymi dwoma biegaczami, których dogoniłam na zbiegu do poprzedniego jeziora. Znowu jeden mi uciekał i był moim zającem, a drugi zostawał z tyłu. Uciekałam Natalii i goniłam zająca. To była najlepsza zabawa na tym biegu!

Gdy stromy zbieg się skończył i wybiegłam z lasu ujrzałam wreszcie upragnione jezioro, nad którym gdzieś była meta. Wolontariusz pokierował mnie w lewo na asfaltową drogę wokół jeziora. Chciałam, żeby to już się skończyło, biegłam po płaskim asfalcie w tempie 6:0 resztkami sił. „Co ci Włosi jeszcze wymyślili? Każą nam jeszcze obiec całe jezioro?” Biegnę i biegnę, a tej mety nie widać. Ostatni kilometr dłużył się i dłużył! Nie lubię tych asfaltowych końcówek na biegach górskich, choć na tych zawodach asfaltu było naprawdę niewiele, może w sumie 2 kilometry.

Jeszcze tylko kawałek po piachu i trawie nad jeziorem i widzę wreszcie metę!

Royal Ultra Skymarathon. Relacja #2

Meta. Royal Ultra Skymarathon

Za metą

W jednej chwili zapominam o tym, że przed chwilą bolał mnie każdy centymetr ciała i rzucałam całe to ultra. Siadłam obok Kamila, który ciągle coś do mnie mówił, pytał, co mi przynieść, a ja nie miałam ochoty nic mówić ani opowiadać. Cieszyłam się, że mogę po prostu siedzieć, nikomu nie uciekać i nikogo nie gonić.

Gdy już ochłonęłam, wciągnęłam zasłużone dwa burgery, było piwo, miła pogawędka z Natalią i Przemkiem, prysznic, masaż, wielka pizza i dużo wody. Wieczorem rozkładanie namiotu. Następnego dnia składanie namiotu i całego majdanu i 1400 km starą skodzinką do Kościeliska.

Ogromnie się cieszę, że przetrwałam te zawody w dobrej kondycji, fajnie mi się zbiegało i nic sobie nie uszkodziłam. Dobiegłam jako 49 w open i 12 kobieta. Wyniki tutaj. Pobiegłam dużo lepiej niż bieg KIMA w zeszłym roku, choć tam byłam dziesiąta. To tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że lepiej był zdrowym i niedotrenowanym niż podchorowanym i przetrenowanym!

Co z moim postanowieniem, że rzucam ultra? Gdy siedzieliśmy na mecie, piliśmy piwo i jedliśmy co się da, uświadomiłam sobie, że znowu chcę pobiec takie zawody, chcę przeżyć piękny, ciężki dzień w górach, czuć ból w całym ciele, napierać stromo pod górę i swobodnie zbiegać skacząc po kamieniach, może pobiec lepiej, coś poprawić, cieszyć się tym, że mogę biegać i startować w takich fajnych imprezach!

Mój bieg na garminconnect.

Pierwsza część relacji tutaj.

Royal Ultra Skymarathon

Wyżerka na mecie

W czym biegłam?

  • biegłam w sprawdzonych na tatrzańskich szlakach Adidas Terrex Agravic
  • miałam plecak CamelBak Ultra Pro Vest, 4,5 litra i dwa flaski adidas Terrex po 400 ml
  • na podejściach pomagały mi sluminiowe, składane kije Mountain King Skyrunner

Co jadłam?

  • 10 żeli Squeezy (połowa z kofeiną)
  • dwie paczki żelków PowerBar
  • parę galaretek Aptonia
  • tabletki z elektrolitami Isostar
  • piłam bardzo dużo wody, a na punktach głównie colę

O moim treningu do tych zawodów pisałam we wpisie:

Zdjęcia: Kamil Weinberg, Ezno Zucco

]]>
https://biegamwgorach.pl/royal-ultra-skymarathon-relacja-2/feed/ 4
Royal Ultra Skymarathon. Relacja #1 https://biegamwgorach.pl/royal-ultra-skymarathon-relacja-1/ https://biegamwgorach.pl/royal-ultra-skymarathon-relacja-1/#respond Sat, 22 Jul 2017 13:14:54 +0000 http://biegamwgorach.pl/?p=6199 Royal ultra Skymarathon Gran Paradiso (dłuższej nazwy chyba nie dało się wymyślić 😉) – ok 57 km, 4300 m w górę i 4750 w dół we włoskich Alpach, 7 przełęczy powyżej 2500 m n.p.m., podejścia i zbiegi sięgające 45%. Bieg należy do Pucharu Świata Skyrunning Extreme i Pucharu Skyrunning Włoch. Jak dobrze był obsadzony, zobaczyłam dopiero dzień przed startem na uroczystym rozdaniu numerów. Jakoś dziwnie w ogóle się tym nie przejmowałam.

Nie miałam kompletnie żadnej napinki, żadnych oczekiwań wobec siebie. Nie analizowałam zbytnio profilu trasy ani listy startowej. Chciałam pobiec dobry bieg i dobrze się bawić, dla siebie.

Najdłuższa podróż życia

Przed startem spędziłam w aucie w sumie 5 dni/4300 km. Byłam w Belgii na imprezie, gdzie kibicowaliśmy w lokalnym biegu ultra, upiłam się trzema belgijskimi piwami i spałam nieopodal grilla, pod namiotem na szczęście, który Kamil pomógł mi rozłożyć. Kolejny punkt naszej wycieczki to Andorra i Pireneje. Uwielbiam spać pod namiotem i przez 8 dni na campingu w Ordino wreszcie wypoczęłam, choć noce były chłodne i spałam w puchówce. Pireneje są boskie i uwielbiam ten klimat. Noce dość windows 10 key sale chłodne, za to w dzień ok 25-30 stopni, trochę deszczu i wiatru. Czułam się tutaj świetnie i dobrze mi się biegało. Wysokość nie stanowiła Windows 10 Professional product Key sale dla mnie żadnego problemu. Zrobiłam dwie dłuższe wycieczki w górach i dwa krótsze treningi na wysokości ponad 2000 metrów. O moim treningu pisałam więcej tutaj. Na koniec kibicowałam Kamilowi na Andorra Ultra Trail. Świetna impreza i super trasy z dużym przewyższeniem. Na pewno wrócę jeszcze w Pireneje!

Pireneje, Andorra, trening, bieganie

Ostatni trening w Pirenejach na wysokości pond 2200 m

Po Andorze pojechaliśmy na dwa dni nad Lazurowe Wybrzeże, oczywiście pod namiot. Upał był straszny, ale pływanie w morzu wynagradzało wszystko. Próbowałam coś truchtać, jednak po 5 km byłam już wykończona. Nie radzę pić za dużo przed bieganiem w upały ponad 30 stopni, wszystko w środku się gotuje! Na campie załapaliśmy się jeszcze na super koncert – wakacji ciąg dalszy!

Do Włoch dotarliśmy w czwartek, 3 dni przed moim startem. Cudem udało się wjechać nad  jezioro Lago di Teleccio na wysokości 1950 m. Nie wspominałam, że podróżowaliśmy 18-letnią skodą bez klimatyzacji, w której coś się popsuło z chłodnicą. Górska droga wykończyła auto. Gdy zza przedniej klapy zaczynało się dymić, trzeba było stawać na 15 minut, żeby schłodzić silnik. Ja też byłam wykończona upałem i 7 godzinną jazdą bez klimy. Gdy wreszcie dojechaliśmy nad jezioro drogą o nachyleniu 15%, okazało się, że nasze schronisko nie stało nad samym jeziorem, ale trzeba było spakować najważniejsze rzeczy do plecaków i dojść 3 km w górę na wysokość 2200 m. Przygód ciąg dalszy!

Rifugio Pontese, Alpy

Przy schronisku Rifugio Pontese

W schronisku za bardzo się nie wyspałam. Powitała nas uśmiechnięta właścicielka, przesympatyczna Włoszka Mara, która gościła sporą grupę wspinaczy z Niemiec. Tak się złożyło, że wspinacze byli też członkami chóru. Nasz pokój na najbliższe 3 noce miał równo 2 metry kwadratowe i jedno małe okienko, mieściło się w nim tylko małe piętrowe, trzeszczące łóżko, resztę zawalał wielki bojler i szafka z prześcieradłami. Zostaliśmy ulokowani w przechowalni z napisem „Privat”. Jakoś udało mi się zasnąć przy akompaniamencie buy windows 10 key niemieckich pieśni na głosy, gitary i tamburyno, ale w nocy i tak budził mnie Kamil, który wiercił się na za małym łóżku nade mną. Następnego wieczora była z kolei impreza pożegnalna dla Niemców, a noc przed startem zebrały się w schronisku istne tłumy, w tym sporo biegaczy, panował Windows 10 Professional product Key Oem sale już taki rwetes i hałas, że było mi wszystko jedno czy zasnę czy nie, zresztą przed startem jeszcze nigdy nie udało mi się dobrze wyspać. Te wszystkie niedogodności wynagradzało piękno miejsca, w którym się znajdowaliśmy, cudna dolina otoczona strzelistymi szczytami i pięknymi ścianami, 200 metrów w dole pod schroniskiem turkusowe jezioro, raj dla wspinaczy i początek mojej niedzielnej trasy.

W międzyczasie trzeba było jeszcze zjechać na dół i na górę do Ceresole Reale, gdzie mieściło się biuro zawodów i meta (na wysokości 1600 m). Jak wspominałam jazda naszym autem po górskich drogach była przygodą samą w sobie. Włosi sprawili mi niespodziankę i wyróżnili w elicie zawodników. Było uroczyście. Wójt czy burmistrz i emerytowani wojskowi w regionalnych strojach wręczali nam numery, dostaliśmy wino i ser i ogólnie było bardzo miło i sympatycznie. Nie czułam, że jutro są jakieś trudne zawody. Niestety przez problemy z autem zrezygnowaliśmy z wykładu na temat Skyrunning’u, degustacji lokalnych potraw i jeszcze jakieś wystawy.

Royal Ultra Skymarathon Gran Paradiso. Wręczanie numerówRoyal Ultra Skymarathon Gran Paradiso. Wręczanie numerów

Royal Ultra Skymarathon Gran Paradiso. Wręczanie numerów

Na koniec dnia nasza codzienność, czyli dolewanie zwykłej wody do chłodnicy i turkotanie ciemno-zieloną skodzinką, z przystankami nad Lago di Teleccio, a potem marsz w górę do schroniska. Czy mielibyście czas na stresowanie się zawodami?

Start na wysokości 1950 m n.p.m.

Na zaporze nad Lago Teleccio o godzinie 6:30 czołówka wystrzeliła w tempie chyba po 3:0, biegłam 4 minuty na kilometr i wszyscy mnie wyprzedzali. 300 metrów płaskiego i wbiegliśmy na szlak. Już na pierwszym minimalnym zbiegu po kamieniach wyprzedziłam sporo osób. To dało mi do myślenia, że ten bieg przetrwam dzięki dobrym zbiegom. Gdy zaczęło się strome i wąskie podejście, prawie wszyscy wyciągnęli kijki. Nie planowałam na tak wczesnym etapie pomagać sobie kijkami, ale dałam się ponieść „presji tłumu”. To był chyba – na szczęście jedyny – mój błąd na tych zawodach. Tętno momentalnie wskoczyło prawie w 3 zakres (dodatkowa mocna praca rąk robi swoje, pamiętajcie o tym!). Z tym wysokim tętnem walczyłam do ok. 16 km i biegło mi się naprawdę ciężko! Jakbym nie miała aklimatyzacji (a przecież miałam po Tatrach i Pirenejach). Jakoś dotrwałam na tym tętnie do pierwszej przełęczy na wysokości 2990 m (Colle del Becchi). Na ostatnim stromym podejściu był super fajny techniczny teren, duże głazy, po których trzeba było skakać i strome podejście po śniegu. Wyprzedziłam tu parę osób.

Na zbiegu wreszcie mogłam odpocząć i trochę uspokoić tętno. Puściłam się swobodnie w dół po śniegu. Chyba nawet była tam poręczówka, z której nie skorzystałam. Na długim zbiegu w głąb doliny wyprzedziłam 3 dziewczyny. Teraz na Stravie widzę, że na większości zbiegów byłam szybsza od Amerykanki, która zajęła 2 miejsce. Zbiegało mi się naprawdę świetnie. Uśmiechałam się z radości do samej siebie i innych.

Royal Ultra Skymarathon Gran Paradiso. Start

Royal Ultra Skymarathon Gran Paradiso. Start nad Lago di Teleccio, 1950 m

Od przełęczy do przełęczy

Na końcu zbiegu był punkt odżywczy, a potem zaczęło się kolejne podejście (Bochetta del Ges 2692 m). Przestało mi być wesoło. Dziewczyny, które wyprzedziłam, bez problemu mnie tutaj dogoniły. Specjalnie nie liczyłam, która jestem wśród kobiet, ale z kilkoma dziewczynami ciągle się widziałyśmy, ja im uciekałam na zbiegach, one wyprzedzały mnie na podejściach. Nie chciałam w ogóle myśleć o rywalizacji, interesował mnie tylko mój bieg, skupiałam się na tym, żeby maksymalnie rozluźniać się na zbiegach i odpoczywać. Chyba pierwszy raz na zawodach nieźle mi się to udało, nie miałam prawie zakwasów w czwórkach po biegu (a wyszło przecież 4750 metrów w dół!).

Wile osób pisało po tym biegu, że był bardzo techniczny. Faktycznie były momentami bardzo strome podejścia i zbiegi, nawet po 45%, ale teren był jak dla mnie w większości biegowy (z wyjątkiem stromych podejść). Porównując do bardzo podobnych zawodów Kima w dolinie Val Masino, to tam jest dużo bardziej technicznie, wielkie głazy, podejścia i zejścia z łańcuchami, mało kiedy da się swobodnie biec. Tutaj było bardziej  tatrzańsko, z takim terenem jestem za pan brat!

Gdyby nie brak siły na podejściach uznałabym ten bieg za jeden z moich lepszych startów, pod względem taktyki i rozłożenia sił chyba najlepszy. Bardzo pomagały mi kije. Na trzecią przełęcz i najwyższy punkt na trasie – 3002 m, Colle della Porta wlazłam praktycznie tylko na nich wisząc. Nie pomagało to, że co chwilę ktoś, kto był za mną, pojawiał się przede mną, ścinając zakosy! To samo było na zbiegach. Dla wielu Włochów oznaczenia trasy mają charakter czysto orientacyjny. Ale żeby nie mówić o nich tylko źle, pewnie Was zaskoczę, ale na całej trasie nie zauważyłam ani jednego śmietka, opakowania, czy nawet skrawka opakowania po żelu! U nas to niestety rzadkość, a teraz w lipcu, w szczycie sezonu, aż boję się wyjść w Tatry…

Wracając do mojego podejścia, to tyle było tych dłużących się, stromych podejść na ponad 2500 metrów, że trochę wszystko mi się teraz zlewa. Z tej najwyższej przełęczy był zbieg po śniegu. Z nieukrywaną satysfakcją wyprzedzałam na stromym trawersie Włochów, osiłków, którzy przed chwilą ścinali zakosy. Więcej ich na tym biegu nie widziałam i bardzo mnie to cieszyło. Zbieg nie był zbyt długi i zaczęło się kolejne podejście po bardzo stromym piargu na 2922 m (Colle della Terra) i równie stromy piarżysty zbieg. Wyprzedziła mnie tu krępa Włoszka, która doganiała mnie już na podejściu. Kurczę, wyglądała jakby dopiero zaczęła zawody i jak ona zasuwała bez kijów! Dogoniła mnie dopiero na 27 km, a na mecie była 14 minut przede mną! Tymczasem ze mną było coraz słabiej. Czułam już prawie każdy mięsień, o podbieganiu prawie nie było mowy. 10 razy zrezygnowałam ze wszystkich zaplanowanych startów w tym roku i rzucałam całe to bieganie ultra. Zadawałam sobie pytanie, po co wyrządzam sobie tyle niepotrzebnego bólu? Nie zależy mi na wygranej, nie ścigam się o medale, więc po co? Na to pytanie znalazłam odpowiedź dopiero na mecie. Ale do mety było jeszcze parę godzin!

Na tym stromym zbiegu po piargu o nachyleniu 45%, zebrałam do butów całe garście mniejszych i większych kamyków, ale szkoda mi było czasu na zatrzymywanie się. Zacisnęłam zęby i goniłam Włoszkę.

Royal ultra Skymarathon. Relacja #1

37 km, przełęcz Colle del Nivole, 2640 m

Za ok. 5 km miała być kolejna przełęcz (Colle del Nivole, 2640 m), gdzie czekał na mnie Kamil. Chyba byłam słabsza, niż mi się wydawało, bo wyprzedziły mnie na tym odcinku kolejne dwie dziewczyny. Gdy zobaczyłam wreszcie Kamila, który z uporem robił mi zdjęcia, nie wiedziałam o co poprosić go najpierw, o żele, pomoc w schowaniu kijków czy napełnienie flasków. Pijąc kolę i wciągając żela, próbowałam w kilka sekund opowiedzieć mu wszystko, co wydarzyło się u mnie przed ponad 6 godzin, o tych wszystkich żmudnych i stromych podejściach, o super fajnych zbiegach, o Włochach ścinających trasę, o tym, że nie mam siły, ale biegnę dalej. Wyszło z tego tylko jakiś mamrotanie i już cisnęłam dalej. Na zegarku miałam już ok 37 km, ponad 6 godzin napierania i byłam pewna, że przede mną jedynie krótkie podejście na kolejną przełęcz, a potem już tylko kilkunastokilometrowy zbieg do mety. Myślałam, że czołówka już dawno jest na mecie, a ja zrobię te zawody w 8 godzin. O, jak bardzo się myliłam!

Ciąg dalszy jutro.

Zdjęcia: Kamil Weinberg

]]>
https://biegamwgorach.pl/royal-ultra-skymarathon-relacja-1/feed/ 0