bieganie – BIEGAM W GÓRACH https://biegamwgorach.pl treningi w Tatrach, bieganie w górach i w terenie, biegi górskie, obozy biegowe w górach, Thu, 25 Oct 2018 08:06:42 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=6.6.2 Sława przeminie, a góry zostaną! https://biegamwgorach.pl/slawa-przeminie-a-gory-zostana/ https://biegamwgorach.pl/slawa-przeminie-a-gory-zostana/#comments Wed, 24 Oct 2018 09:24:36 +0000 http://biegamwgorach.pl/?p=8220 czyste Tatry, czyste góry

Ostatnio w internetach zawrzało po kontrowersyjnej decyzji organizatorów Łemkowyna, którzy odebrali Edycie Lewandowskiej tytuł Mistrzyni Polski w biegu górskim na dystansie ultra za… śmiecenie na trasie.

Z zaciekawieniem czytałam tłumaczenie i oświadczenia Edyty na FB i komentarze do nich. Większość zgodzi się ze mną. Nie lubimy śmieci w górach i nie powinniśmy ich tam zostawiać. Wielu jednak krytykowało decyzję o dyskwalifikacji, w tym sama zawodniczka. Że zbyt surowa kara, że nie ma odwołania, że powinna być kara czasowa, finansowa, albo w ogóle żadna – bo śmiecenie nie ma wpływu na wynik, bo wiele innych osób śmieciło, a nie zostało ukaranych.

Subiektywnie, gdybym była w takiej sytuacji, czyli najlepsza, wolałabym zostać zdyskwalifikowana niż spaść na 3 czy 4 miejsce, do czego sprowadzałaby się kara czasowa. Chciałabym schować się pod ziemię ze wstydu, zniknąć z wyników zawodów.

Czytam regulaminy biegów górskich w Polsce i zagranicą, w których biorę udział i prawie wszędzie za śmiecenie grozi dyskwalifikacja (z reguły obligatoryjna) i jest jasno napisane, gdzie można zostawić opakowania po żelach i batonach.

Udział w biegach nie jest obowiązkowy. Dobrowolnie zapisujemy się i dobrowolnie akceptujemy zasady ustalone przez organizatora. Jeśli przeszkadza mi, że za śmiecenie jest dyskwalifikacja, to nie muszę biec w takiej imprezie. Mogę wybrać biegi, gdzie śmiecenie nie jest zabronione lub tak surowo karane. A jeśli zaakceptowałam jakieś reguły, to muszę przyjąć z pokorą konsekwencje naruszenia ich. Trochę śmieszyły mnie też opinie, że to były tylko dwa opakowania, albo nie miało to wpływu na wynik. Jeśli wyrzucanie opakowań po żelach nie ma wpływu na wynik, to jaki jest problem, żeby dodźwigać je do mety? Widocznie ważą zbyt wiele.

Serio? Co ma piernik do wiatraka. Za brak folii NRC, gwizdka czy innego wyposażenia też na większości biegów górskich jest dyskwalifikacja, a nie ma to żadnego związku z wynikiem. Jeden nasz biegacz został zdyskwalifikowany w biegu zagranicznym za brak dowodu. Stracił drugie miejsce. Przecież taka a nie inna kara jest wyrazem tego, jaką wagę do problemu przywiązuje organizator (lub park narodowy, w którym jest bieg).

No to słuszna była ta dyskwalifikacja czy nie?

To jasny przekaz. Śmieceniu w górach i lasach mówimy stanowcze NIE. Nie ma miejsca w górach dla ludzi, którzy mają problem ze schowaniem opakowania po żelu do kieszeni. I tym bardziej dyskwalifikacja dla elity. Bo gdyby chodziło o 357 biegacza, to nikt by nawet nie dowiedział się o takiej sytuacji. Zgadzam się z Dominiką Stelmach, że Edyta została trochę kozłem ofiarnym. Ale zaraz. Patrzymy na najlepszych, w jakich biegają butach, zegarkach, jakie jedzą żele. Elita chcąc czy nie chcąc jest przykładem dla innych.

Współczuję Edycie i nie zazdroszczę tej sytuacji, a szczególnie hejtu, który się na nią wylał. Ale… wstydzę się za ludzi, którzy śmiecą w górach. Gdy widzę papierki po batonach, puszki, butelki, zasmarkane chusteczki czy podpaski przy szlaku to wstyd mi za tych, którzy je tam zostawili. I biję się w piersi, że widząc cudze śmieci, nie zawsze chce mi się je podnieść. Wstydzę się, że nie podniosłam śmieci na zawodach, które biegacze zostawiali przede mną. Niech ta dyskwalifikacja nas wszystkich czegoś nauczy. Bo cholerka, tych śmieci w górach jest za dużo!

Szacun dla organizatorów Łemko. Wreszcie zostało powiedziane głośno i dobitnie: NIE dla śmiecenia na trasie. Bez tłumaczeń i bez odwołania! Są ważniejsze wartości niż tytuły, wyniki, medale i walka o najwyższe sportowe cele. O naszych wynikach zapomną, sława przeminie, a góry zostaną!

czyste Zakopane, czyste Tatry, biegaczka, nie śmiecimy

]]>
https://biegamwgorach.pl/slawa-przeminie-a-gory-zostana/feed/ 4
Uwielbiam biegać! Początki https://biegamwgorach.pl/uwielbiam-biegac-poczatki/ Tue, 05 Jul 2011 12:12:55 +0000 http://biegamwgorach.pl/?p=4488 Półmaraton Warszawski 2011

Przed startem Półmaratonu Warszawskiego 2011. Wesoła ekipa klubu biegowego Accenture

Zaczęło się niewinnie od biegu wokół Orbity we Wrocławiu na dystansie 5,6 km. Tak mi się te zawody spodobały, że zaczęłam trenować głównie dla startów. Spodobała mi się rywalizacja, adrenalina i endorfiny związane z bieganiem. Lubię spotykać znajomych biegaczy na trasie. Wciągnęło mnie to.

W lutym 2011 roku pojechałam na obóz biegowy do Zakopanego. Chciałam poznać ludzi, z którymi mogłabym biegać i dowiedzieć się czegoś o bieganiu. A spotkała mnie tam niespodzianka. Nie tylko przebiegłam 160 km po górach w super atmosferze i ze świetnymi ludźmi, ale zostałam zwerbowana do klubu biegowego, gdzie poznałam moich biegowych przyjaciół. I tak zaczęła się moja prawdziwa przygoda z bieganiem.

W marcu i kwietniu 2011 roku zaliczyłam moje pierwsze starty „treningowe” – na przetarcie, żeby zobaczyć, jak to jest – półmaraton w Wiązownej (1:51), Bieg Kazików w Radomiu 10 km (00:45), półmaraton Warszawski (1:42), maraton w Dębnie (3:58) i Bieg dookoła ZOO 10 km (00:44). Gdy już zobaczyłam, jak wygląda szybki bieg na dyszkę, trochę wolniejszy półmaraton i wyczerpujący maraton, przestałam biegać treningowo. Wciągnęło mnie Grand Prix Warszawy i mnóstwo innych fajnych biegów.

  • Jak to się stało, że po 3 miesiącach biegania pojechałam biegać po Tatrach i co z tego wynikło przeczytacie tutaj.
Bieg Kazików 2011

Rozgrzewka przed pierwszą dyszką. Bieg Kazików, marzec 2011

]]>
Jak to się zaczęło https://biegamwgorach.pl/jak-to-sie-zaczelo/ https://biegamwgorach.pl/jak-to-sie-zaczelo/#comments Fri, 01 Jul 2011 14:02:09 +0000 http://biegamwgorach.pl/?p=4464 Pierwsze bieganie. Wrocław 11 listopada 2010 roku

Pierwsze bieganie. Wrocław, 12 listopada 2010 roku. Fot. Błażej Łyjak

Z zamiłowania jestem bikerką. Jeździłam na dwóch kółkach od dziecka, najpierw BMX, później przemierzałam kilometry dookoła osiedla na jubilacie. Na tym stalowym składaku jeździłam z tatą na wycieczki do Parku Kozienickiego pod Radomiem, dopóki nie zaczęły się wyprawy rowerowe po Europie, po 100-150 km dziennie z pełnym ekwipunkiem, 2000 km przez 2-3 tygodnie. To były piękne czasy! Przygoda, wolność, spanie pod namiotem gdzie popadnie, cały dzień w ruchu i przy okazji zwiedzanie wszystkich zbytków, jakie stanęły na naszej drodze. Jeszcze gdy byłam w podstawówce przejechaliśmy na rowerach całe polskie wybrzeże Bałtyku, później – już w liceum – przemierzałam na rowerze całą Słowację i Austrię, byłam w Niemczech, Dani, Szwecji, Litwie, Łotwie, i dookoła Peloponezu w Grecji. Na Łotwie jakiś złodziejaszek zwinął mój rower z sakwami (zostałam tylko w tym, co miałam na sobie, bez paszportu). Z Łotwy mieliśmy pedałować do Estonii, stamtąd promem do Szwecji, podróż po Szwecji, prom do Polski i potem rowerami do Augustowa. Złodziejaszek pokrzyżował nam plany, ale to był początek mojej miłości do roweru górskiego. Zaraz po powrocie do Polski Tata kupił mi górala. I to był strzał w dziesiątkę! Przez dwa tygodnie szaleliśmy po Puszczy Augustowskiej.

Ale miało być o bieganiu, choć o moich przygodach rowerowych mogłabym pisać i pisać! Nie jeździłam już od paru lat na rowerze, nie miałam czasu na długie weekendowe wycieczki, ale chciałam coś robić, ruszać się. Wiedziałam, że dobre byłoby bieganie, ale wydawało mi się to strasznie nudne i nie mogłam się za nie zabrać. Aż do pewnego długiego weekendu listopadowego w 2010 roku – weekendu aktywacyjnego we Wrocławiu, który zorganizowali Błażej i Kasia. Mieli sprytny plan, a ja nieświadomie dałam się w to wciągnąć. „Wyrwę się z korpo poruszać się trochę na świeżym powietrzu” – tak wtedy myślałam. Nie miałam pojęcia, jaki będzie finał tego wyjazdu – początek biegania i rozstanie ze szklanym biurowcem raz na zawsze.

Pierwszego dnia mieliśmy pieszą wycieczkę górską na Ślężę, drugiego – wycieczkę rowerową nad jezioro Bajkał, a trzeciego dnia start w biegu dookoła Orbity na dystansie 5,6 km. Moje bieganie zaczęło się więc od zawodów. Zapierałam się rękami i nogami, żeby nie pobiec, ale Błażej z Kasią byli nie ubłagani. Błażej przekonywał mnie, jak to fajnie jest ścigać się na ostatnich metrach, widzieć te same twarze na zawodach i że w ogóle w bieganiu najfajniejsze są zawody, ściganie dalekie jest od nudy, z czym kojarzyło mi się do tej pory bieganie. Przypomniałam sobie bieg z podstawówki na 1000 metrów, gdzie inne dziewczyny padały po drodze, a ja dobiegałam z uśmiechem na twarzy, szczęśliwa, że mogłam się porządnie zmęczyć. Przekonali mnie, choć do końca miałam wątpliwości, zresztą nie ja sama. Błażej po cichu myślał, że nie dam rady, ale powiedział mi o tym dopiero na mecie.

To był mój pierwszy start w życiu i pierwszy bieg od podstawówki. Ku zdumieniu Błażeja nie leżałam w krzakach po pierwszym kilometrze, ale ukończyłam bieg z całkiem niezłym czasem – 29 minut, mimo, że drożdżówka zjedzona przed startem siedziała mi cały czas na żołądku i utrudniała oddychanie. Ta drożdżówka to było moje jedyne utrapienie podczas biegu. Były też jakieś delikatne podbiegi i błoto, na którym ślizgałam się w butach do fitnessu. Biegłam na maksa, ile płuca i nogi dały radę. Na mecie zostałam okryta folią NRC. Czułam się tak, jakbym dokonała jakiegoś niesamowitego wyczynu. Atmosfera biegu była cudowna, mnóstwo biegaczy, którzy znali się z treningów i biegów. Też tak chciałam, chciałam jeździć za zawody i spotykać znajome twarze. Po prostu nie mogłam nie zacząć biegać. No i zaczęło się!

  • O początkach mojego biegania i pierwszych „życiówkach” przeczytacie tutaj.
  • Jak pojechałam na pierwszy obóz biegowy w Tatry – tutaj.
Wycieczka nad Bajkał. 11 listopada 2010 roku. Fot. Błażej Łyjak

Wycieczka nad Bajkał, Wrocław, 11 listopada 2010 roku. Fot. Błażej Łyjak

Wycieczka nad Bajkał. 11 listopada 2010 roku. Fot. Błażej Łyjak

Wycieczka nad Bajkał. 11 listopada 2010 roku. Fot. Błażej Łyjak

Bieg wokół Orbity, 12 listopada 2010 roku

Pierwszy start. Bieg wokół Orbity, Wrocław, 12 listopada 2010 roku

]]>
https://biegamwgorach.pl/jak-to-sie-zaczelo/feed/ 1