motywacja – BIEGAM W GÓRACH https://biegamwgorach.pl treningi w Tatrach, bieganie w górach i w terenie, biegi górskie, obozy biegowe w górach, Thu, 17 Nov 2022 10:40:38 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=6.6.2 Kontuzja. Jak sobie z nią radzić i wyjść mądrzejszym? https://biegamwgorach.pl/kontuzja-jak-sobie-z-nia-radzic-i-wyjsc-madrzejszym/ https://biegamwgorach.pl/kontuzja-jak-sobie-z-nia-radzic-i-wyjsc-madrzejszym/#respond Fri, 26 Aug 2022 13:03:38 +0000 https://biegamwgorach.pl/?p=8679 Ostatnio, gdy udało mi się wrócić do regularnego i przyzwoitego treningu, nawiedzają mnie wypadki.

W lutym złamałam strzałkę na zawodach skialpinistycznych na Pilsku, niedawno, pod koniec lipca – obojczyk podczas luźnej jazdy na rowerze. Nie będę się tutaj rozwodzić, skąd biorą się takie wypadki, to temat na oddzielny post, bo choć do magii i zabobonów mi bardzo daleko, to mam to pewne wytłumaczenie…

Po tych kontuzjach dostałam od Was bardzo dużo wspierających wiadomości, że wyjdę z tego silniejsza. Dla mnie ważniejsze od pytania: jak wyjść z kontuzji mocniejszym, jest: jak wyjść mądrzejszym?

Dlaczego? Bo trenując mądrzej, będziemy silniejsi. I o tym chcę tutaj nieco napisać.

Im szybciej zaakceptujesz, że masz kontuzję, tym lepiej

Co robić, jak już przytrafi się kontuzja, poważny uraz, który uniemożliwia dalsze trenowanie?

Oczywiście najpierw zalewają cię wszystkie możliwe negatywne myśli, od żalu, smutku po złość czy przygnębienie. Trzeba dać sobie czas, żeby wyrzucić i przetrawić te emocje. Mózg musi się przestawić z trybu „codzienny trening” na tryb bycia chorym i powrotu do wyzdrowienia.

Według mnie im szybciej przestawimy się na ten drugi tryb, tym lepiej. Bo nie ma sensu skupiać się na tym, czego już nie ma, jakich treningów nie zrobisz i w jakich zawodach nie wystartujesz. To już jest przeszłość i jej nie zmienisz. Mielenie w głowie, co by było gdyby, też do niczego sensownego nie prowadzi. To tylko zadręczanie siebie.

Ja staram się trzymać zasady: rób, to co możesz w danej sytuacji, a nie skupiaj się nad tym, na co nie masz żadnego wpływu, nie marnuj czasu na rozpamiętywanie przeszłości, czegoś co już nie istnieje.

Skup się na tym, co możesz robić, żeby jak najszybciej wrócić do zdrowia i sprawności.

Ćwiczenia pod domem na jednej nodze.

Skup się na tym, co możesz robić

Skupienie się na tym, co można zrobić, zamiast rozpamiętywania, jakie starty ci przepadły, prowadzi do kolejnych fajnych rzeczy. Staraj się wyciągnąć jak najwięcej pozytywów z tej sytuacji.

Na przykład. Przed złamaniem strzałki trochę zaniedbywałam trening siłowy i wzmacnianie całego ciała. Teraz, mając nogę w gipsie, nie mogłam biegać i jeździć na nartach, ale mogłam robić całą masę różnych ćwiczeń. Nie tylko na górne partie ciała, ale też na pośladki i nogi. Zaczęłam ćwiczyć codziennie ok godziny i udało mi się bardzo aktywować i wzmocnić pośladki, co zawsze było moją słabą stroną.

Jakie ćwiczenia robiłam?

Wszelkie ćwiczenia izometryczne na obie nogi, z taśmami, później z obciążeniem, wszystko w pozycji leżącej lub siedzącej, bez obciążania złamanej nogi. Robiłam wszystko, co nie sprawiało mi bólu. Do tego pełny trening na górę – ramiona, plecy, brzuch, core. Po dwóch tygodniach doszły spacery na kulach i podbiegi na kulach i lewej nodze. Dzięki temu bardzo wzmocniłam górne partie ciała. Po 3 tygodniach od złamania, zaczęłam robić trening na trenażerze, naciskając na pedał tylko lewą nogą. Pamiętam, że dawno nie czułam się tak silna, tak mocna i pełna energii jak wtedy.

Kolejną rzeczą, którą zaczęłam robić DZIĘKI TEJ KONTUZJI, to pływanie. Postanowiłam sobie, że jak tylko będę mogła zdjąć gips (co nastąpiło po 5 tygodniach), zaczynam chodzić regularnie na basen i uczę się kraula.

Już od dwóch lat próbowałam się do tego zmobilizować, ale zawsze było coś ważniejszego. Teraz po zdjęciu gipsu długo nie mogłam normalnie chodzić, a co dopiero biegać, ale mogłam od razu zacząć pływać. Pływanie tak mnie wkręciło i zauważyłam tak wiele korzyści z tej aktywności, że gdy już zaczęłam biegać (ok 2 miesiące po zdjęciu gipsu), to pływanie już ze mną zostało.

Myśl o tym, co zyskałeś, a nie o tym, co ci przepadło

Wiadomo, ciężko było mi pogodzić się z tym, że nie wystartuję w Mistrzostwach Świata Masters w Skialpinizmie, które były moim głównym celem na zimę. Ale jak już pisałam, jaki sens ma rozpamiętywanie i użalanie się nad sobą? Zaczęłam myśleć, co zyskałam dzięki tej kontuzji. Na pewno szybciej niż planowałam wróciłam do treningów kolarskich. Po zdjęciu gipsu (i jeszcze wcześniej) to była jedna z niewielu aktywności, którą mogłam robić. Jeździłam w domu na trenażerze, a na zewnątrz na MTB, bo wyżej było jeszcze sporo śniegu i wody spływającej z gór. Zrobiłam solidną bazę tlenową, sporo metrów w pionie i już w kwietniu zaczęłam startować w wyścigach na szosie.

Druga rzecz to pływanie, o czym już pisałam. W końcu nauczyłam się pływać kraulem i bardzo polubiłam basen.

Pierwsze jazdy w marcu na MTB po zdjęciu gipsu. Robiłam po 5 tys. metrów w pionie tygodniowo.

Jak wyjść z kontuzji mądrzejszym?

Kontuzja sprawia, że zatrzymujemy się w tym całym ferworze treningu i mamy czas przemyśleć, co robiliśmy, a czego nie robiliśmy. Bez wypominania sobie, tylko takie trzeźwe spojrzenie na siebie. Dzięki kontuzji, gdy mamy przerwę w treningu, widzimy siebie z większego dystansu. Widzimy pewne błędy treningowe, albo pewne błędy w naszym podejściu do treningu czy startów. Z dystansu łatwiej dostrzec, co zmienić, żeby trenować lepiej i mądrzej. Czasem kontuzja to taki kubeł zimnej wody, który jest ci potrzebny, żeby trochę ostudzić zapał. Może chcesz za szybko dojść do formy, za szybko osiągnąć określony wynik? A budowanie formy odbywa się mozolnie, małymi kroczkami, latami systematycznych treningów z dobrą podstawą tlenową i siłową.

U mnie kontuzja zawsze podnosi motywację i chęć do pracy. Sprawia, że chcę być silniejsza i sprawniejsza. Nie załamuję się, tylko dążę do jeszcze większej pracy nad sobą. Może jest tak dlatego, że lubię trudne wyzwania, a w miarę szybkie wyjście z kontuzji sprawniejszym, to spore wyzwanie.

Chyba mi się to w miarę udało, bo pojechałam wiele dobrych wyścigów kolarskich, w czerwcu wygrałam zawody 2 x Babia Skyrace, a na początku lipca zajęłam drugie miejsce na MP Skyrunning Bieg Marduły. Zbiegi miałam słabe, kostka jeszcze się odzywała, ale poprawiłam się na stromych podejściach, co myślałam, że już nigdy nie nastąpi 😉

I na koniec krótkie podsumowanie.

Podsumowanie – jak radzić sobie z kontuzją

  1. Skup się tylko na tym, co możesz robić, a nie na tym, na co nie masz wpływu
  2. Wizualizuj jak to, co robisz teraz, ciężka praca i systematyczność, wpłynie na poprawę wydolności, siły, zadowolenie z siebie i na wyniki (jeśli to jest Twoim celem)
  3. Wymyśl kolejne (nowe) wyzwania i cele, do których dążenie samo w sobie jest pasjonujące
  4. Patrz na swoją formę i kondycję długoterminowo, a nie z perspektywy najbliższych startów, o których z powodu kontuzji trzeba szybko zapomnieć i iść dalej
  5. Znajduj plusy w każdej sytuacji, zamiast skupiać się na negatywach
  6. Buduj pewność siebie, że to co robisz, Twoje marzenia, to jest dla Ciebie ważne i warto to robić, bez względu na to, czy zawsze uda się osiągnąć cel
  7. Myśl pozytywnie, że kontuzja minie i jeśli dobrze wykorzystasz ten czas, wrócisz mądrzejszy i będziesz lepiej trenował
  8. To Twój czas, dobrze go wykorzystaj!

Moje przemyślenia o wychodzeniu ze złamania obojczyka opiszę później. Teraz mogę powiedzieć tylko tyle, jest lepiej niż początkowo myślałam! Został jeszcze tydzień z hakiem do RTG kontrolnego – 6 tygodni po operacji.

Czas leci bardzo szybko!

]]>
https://biegamwgorach.pl/kontuzja-jak-sobie-z-nia-radzic-i-wyjsc-madrzejszym/feed/ 0
Powrót na szlaki i nowe cele! https://biegamwgorach.pl/powrot-na-szlaki-i-nowe-cele/ https://biegamwgorach.pl/powrot-na-szlaki-i-nowe-cele/#comments Tue, 08 Oct 2019 19:56:00 +0000 https://biegamwgorach.pl/?p=8496 Długo mnie nie było na górskich ścieżkach, a jeszcze dłużej na tym blogu. Choroba Forka wyssała ze mnie całą energię i odebrała siły na trening, a jak się nie biega i nie wychodzi w góry, to nie ma o czym pisać. A nawet jakbym miała o czym, to nie było na to czasu.
Zakopane, Forek, owczarek niemiecki
Forek ❤

A teraz pustkę po Forku zapełniam pracą i uzupełniam braki w treningu.

Ale zacznijmy od podsumowania tego roku. Statystyki mówią same za siebie. Bieganie: 290 km… (17.000 metrów w górę). Trochę scramblingu (Pośrednia Grań, Lodowy Szczyt, Droga Martina….), trekking z Forkiem, czyli kolejne 10.000 metrów. Ktoś powie, ile metrów w pionie! Nie żartujmy, to jest tyle co nic, gdybym normalnie trenowała. Skitury, żal pisać, dobrze że strava nie pokazuje statystyk, ale byłam nie więcej niż 10 razy. (Dla porównania zeszły sezon – 75.000 metrów w 3 miesiące). Rower: 1060 km.

Na rowerze zaczęłam jeździć w lipcu. Szosa szybko mnie wkręciła i równie szybko przestałam kręcić. Na Podhalu sezon (jak dla mnie) kończy się na jesieni. Zjazdy w chłodnym wietrze, po wycisku na podjeździe, niestety skutkują u mnie przeziębieniem. Ale powiem tak, wycisk pod górę uwielbiam. Na 1060 km w tym roku wycisnęłam 16.700 metrów w pionie, co daje 1570 m na każde 100 km! A to i tak mniejszy stosunek metrów do kilometrów niż w tri, które sobie obmyśliłam.

Tak więc szosa już odpada, ale pozostaje MTB (w ciepłych gaciach) i może, może trenażer?

Szosa na Spiszu
Fot. Kuba Huza/Szosą po Podhalu

Poza tym chciałabym, żeby wzmacnianie zagościło na stałe w moim kalendarzu. Po raz kolejny uświadamiam sobie, że bez silnego ciała nie ma co mówić o zdrowiu i postępach w treningu wytrzymałościowym.

Dlatego (znowu) zaczęłam coś tam wyginać się na ściance. Nawet zapisałam się na sekcję i boleśnie zauważyłam, że jestem bardziej początkująca niż sądziłam. Ale sprawia mi to mega frajdę, wzmacnia całe ciało, jest to sport towarzyski i tego się trzymam!

We wspinaniu fajne jest też to, że można się doskonalić w nieskończoność. Jest to więc sport, w którym wyzwań nigdy nie zabraknie. Postaram się pisać tutaj o moich postępach i przygodach. Pewnie założę jakąś nową zakładkę dla początkujących.

Bieganie traktuję na razie w formie zabawy. Ale wolę zrobić jeden/dwa bardziej żwawe treningi w tygodniu, niż klepać kilometry. Po przerwie biegowej na rower poprawiłam mój czas na Sarnią Skałę (z wylotu Doliny Białego) o prawie 2 minuty. W ogóle ciekawie jest obserwować, jak forma rośnie, robiąc co jakiś czas dokładnie taki sam trening. Moje wbiegi na Sarnią: początki biegania w lipcu – 37 min, sierpień – 33 min, wrzesień – 31. Zaczynając biegać w tym roku, powiedziałam sobie, że złamię w tym sezonie 30 minut i może to się uda jeszcze przed zimą.

Droga Martina, Tatry Wysokie, wspinanie
Droga Martina, czerwiec 2019

Skitury – myślę już o sezonie skiturowym i to głównie w tym celu wzmacniam się. Dlatego zależy mi na sile w bieganiu pod górę (a nie szybkości) i raczej odpuszczę trening na stadionie w najbliższym, jesienno-zimowym czasie. Zresztą, gdzie, jak stadion zimą w Zakopanem? Bieżnia odpada definitywnie.

Pewnie myślicie, że zwariowałam, próbując łączyć te wszystkie sporty. Sama na razie z trudem to ogarniam. A zaraz jeszcze bardziej Was zaskoczę. No dobra, powiem to wreszcie na głos. Chcę w przyszłym roku wystartować w górskim triatlonie.

Mój cel na zimę to nauczyć się pływać kraulem, to znaczy przepłynąć BEZ WALKI więcej niż 25 metrów…, a konkretnie 2000 metrów 😉

A na serio. Jako dziecko uwielbiałam wodę. Umiem pływać od 6 roku życia, kiedy to tata zanurzył mnie w przeźroczysto-szmaragdowym jeziorze Jasne na Pojezierzu Iławskim (gdzie jeździliśmy co roku na miesiąc) i pokazał, jak machać kończynami, żeby utrzymać się na wodzie. To było bardzo dobre jeziorko do nauki, widoczność do 15 metrów w głąb, choć kilka metrów od brzegu było już kilkanaście metrów głębokości! Ale to w jeziorach mazurskich doskonaliłam swoje umiejętności (ach, te lata 80-te i 90-te, kiedy woda była taka czysta!) Pływałam też w morzu, rzekach, stawach (czyli kompletnym syfie), chodziłam na basen (a to był, mówię Wam szczerze, chlor taki, że czuć było na kilometr, a oczy szczypały jeszcze przez kilka dni), pływałam pod wodą (w tym chlorze na basenie i w tych mętnych stawach, gdzie rozmnażały się ryby, żaby i Bóg wie co jeszcze) bez zamykania oczu i marudzenia, że woda wpływa do nosa lub czasem trzeba się jej napić.

I tak nauczyłam się bardzo dobrze klasyka i do dziś umiem całkiem dobrze, szybko i bez męczenia się. Żabką zrobiłam kartę pływacką (która była wtedy obowiązkowa, żeby móc pływać łódką albo kajakiem) na zalewie w Chlewiskach, a wyglądało to tak: skok z pomostu, 15 metrów pod wodą i ok 500 m – od brzegu i z powrotem. Miałam 10 lat i muszę przyznać, że byłam już wtedy całkiem odważna 😉

No i nie wiem, jak to się stało, że nigdy nie opanowałam kraula.

O ile technikę w miarę szybko łapię, to ni cholery nie umiem złapać rytmu z oddychaniem. Próbuję znaleźć jakąś analogię z żabki i zastosować do kraula, ale póki co mi to nie wychodzi. Może jakieś wskazówki, dobre rady, jak opanować oddychanie? Żeby nie spełnił się mój czarny sen, że pierwszy start w tri zaliczę żabką!

Lodowy Szczyt, Tatry, bieganie po górach
Lodowy Szczyt w lipcu 2019

Zauważyłam za to związek pływania ze wspinaniem – oba sporty są bardzo techniczne i wcale na początek nie wymagają jakiejś mega siły. Trzeba ćwiczyć, ćwiczyć i ćwiczyć, aż wreszcie złapie się flow, a siła przyjdzie z czasem (z drążkiem warto się jednak zaprzyjaźnić od samego początku, chwytotablica – z tym można poczekać).

Rozpisałam się, bo ciągnie mnie już do wody, na ściankę. Rzuciłam się na trening jak szalona, jak zwykle przesadziłam i skończyło się przeziębieniem. Także zostaje mi póki co układanie sensownego grafiku, żeby potem nie było, że wszystko na hurra.

A Wam życzę udanych jesiennych startów, radości z biegania i wszystkich innych aktywności!

Enjoy your life!

Wielka Polana Małołącka, Tatry, bieganie po górach
Wielka Polana Małołącka, wrzesień 2019
]]>
https://biegamwgorach.pl/powrot-na-szlaki-i-nowe-cele/feed/ 6
Sława przeminie, a góry zostaną! https://biegamwgorach.pl/slawa-przeminie-a-gory-zostana/ https://biegamwgorach.pl/slawa-przeminie-a-gory-zostana/#comments Wed, 24 Oct 2018 09:24:36 +0000 http://biegamwgorach.pl/?p=8220 czyste Tatry, czyste góry

Ostatnio w internetach zawrzało po kontrowersyjnej decyzji organizatorów Łemkowyna, którzy odebrali Edycie Lewandowskiej tytuł Mistrzyni Polski w biegu górskim na dystansie ultra za… śmiecenie na trasie.

Z zaciekawieniem czytałam tłumaczenie i oświadczenia Edyty na FB i komentarze do nich. Większość zgodzi się ze mną. Nie lubimy śmieci w górach i nie powinniśmy ich tam zostawiać. Wielu jednak krytykowało decyzję o dyskwalifikacji, w tym sama zawodniczka. Że zbyt surowa kara, że nie ma odwołania, że powinna być kara czasowa, finansowa, albo w ogóle żadna – bo śmiecenie nie ma wpływu na wynik, bo wiele innych osób śmieciło, a nie zostało ukaranych.

Subiektywnie, gdybym była w takiej sytuacji, czyli najlepsza, wolałabym zostać zdyskwalifikowana niż spaść na 3 czy 4 miejsce, do czego sprowadzałaby się kara czasowa. Chciałabym schować się pod ziemię ze wstydu, zniknąć z wyników zawodów.

Czytam regulaminy biegów górskich w Polsce i zagranicą, w których biorę udział i prawie wszędzie za śmiecenie grozi dyskwalifikacja (z reguły obligatoryjna) i jest jasno napisane, gdzie można zostawić opakowania po żelach i batonach.

Udział w biegach nie jest obowiązkowy. Dobrowolnie zapisujemy się i dobrowolnie akceptujemy zasady ustalone przez organizatora. Jeśli przeszkadza mi, że za śmiecenie jest dyskwalifikacja, to nie muszę biec w takiej imprezie. Mogę wybrać biegi, gdzie śmiecenie nie jest zabronione lub tak surowo karane. A jeśli zaakceptowałam jakieś reguły, to muszę przyjąć z pokorą konsekwencje naruszenia ich. Trochę śmieszyły mnie też opinie, że to były tylko dwa opakowania, albo nie miało to wpływu na wynik. Jeśli wyrzucanie opakowań po żelach nie ma wpływu na wynik, to jaki jest problem, żeby dodźwigać je do mety? Widocznie ważą zbyt wiele.

Serio? Co ma piernik do wiatraka. Za brak folii NRC, gwizdka czy innego wyposażenia też na większości biegów górskich jest dyskwalifikacja, a nie ma to żadnego związku z wynikiem. Jeden nasz biegacz został zdyskwalifikowany w biegu zagranicznym za brak dowodu. Stracił drugie miejsce. Przecież taka a nie inna kara jest wyrazem tego, jaką wagę do problemu przywiązuje organizator (lub park narodowy, w którym jest bieg).

No to słuszna była ta dyskwalifikacja czy nie?

To jasny przekaz. Śmieceniu w górach i lasach mówimy stanowcze NIE. Nie ma miejsca w górach dla ludzi, którzy mają problem ze schowaniem opakowania po żelu do kieszeni. I tym bardziej dyskwalifikacja dla elity. Bo gdyby chodziło o 357 biegacza, to nikt by nawet nie dowiedział się o takiej sytuacji. Zgadzam się z Dominiką Stelmach, że Edyta została trochę kozłem ofiarnym. Ale zaraz. Patrzymy na najlepszych, w jakich biegają butach, zegarkach, jakie jedzą żele. Elita chcąc czy nie chcąc jest przykładem dla innych.

Współczuję Edycie i nie zazdroszczę tej sytuacji, a szczególnie hejtu, który się na nią wylał. Ale… wstydzę się za ludzi, którzy śmiecą w górach. Gdy widzę papierki po batonach, puszki, butelki, zasmarkane chusteczki czy podpaski przy szlaku to wstyd mi za tych, którzy je tam zostawili. I biję się w piersi, że widząc cudze śmieci, nie zawsze chce mi się je podnieść. Wstydzę się, że nie podniosłam śmieci na zawodach, które biegacze zostawiali przede mną. Niech ta dyskwalifikacja nas wszystkich czegoś nauczy. Bo cholerka, tych śmieci w górach jest za dużo!

Szacun dla organizatorów Łemko. Wreszcie zostało powiedziane głośno i dobitnie: NIE dla śmiecenia na trasie. Bez tłumaczeń i bez odwołania! Są ważniejsze wartości niż tytuły, wyniki, medale i walka o najwyższe sportowe cele. O naszych wynikach zapomną, sława przeminie, a góry zostaną!

czyste Zakopane, czyste Tatry, biegaczka, nie śmiecimy

]]>
https://biegamwgorach.pl/slawa-przeminie-a-gory-zostana/feed/ 4
Wycisnę z tej zimy, ile się da!  https://biegamwgorach.pl/wycisne-z-tej-zimy-ile-sie-da/ https://biegamwgorach.pl/wycisne-z-tej-zimy-ile-sie-da/#respond Fri, 19 Oct 2018 09:23:27 +0000 http://biegamwgorach.pl/?p=8175 Nie było mnie tu od ostatniego wpisu o Szkocji. Dużo zmieniło się w mojej głowie, ale ta zmiana następuje już od jakiegoś czasu.

Jeszcze przed Glen Coe wróciły moje problemy zdrowotne, a po tym ekstremalnym starcie – nasiliły się. Przeprowadzając się cztery lata temu do Zakopanego myślałam, że góry i bieganie są w moim życiu najważniejsze. Ale górski klimat dał mi tak popalić, że musiałam zmienić priorytety. Na szczęście.

Od trzech lat dostaję w kość i coraz częściej myślę, że trzeba odpuścić ściganie, a zacząć cieszyć się zwykłą amatorską aktywnością.

Miałam napisać jakieś podsumowanie treningów, ale nie ma za bardzo czym się chwalić. Po Szkocji tylko trzy razy biegałam. Dwa razy z Forkiem na Krywań, pętelka 14 km i 1400 m i jedna wyrypa 32 km i 2600 m przez Kasprowy, Szpiglasowy Wierch i Kozią Przełęcz. Teraz czekam już na zimę! I nie zamierzam jej przespać. Wycisnę z niej, ile się da!

Na razie stawiam sobie cele niebiegowe, ale ambitne. Ambitne cele sprawiają, że chce mi się wyłazić w góry w pizgawicę albo wyciskać z rana pompki. Te wyzwania, których na razie nie zdradzę, rajcują mnie bardziej niż jakiekolwiek zawody! I cholernie motywują do codziennej pracy.

Wzmacnianie

W październiku postawiłam na ogólne wzmacnianie i chcę to kontynuować przez całą zimę. Chcę być po prostu silniejsza i sprawniejsza. Codziennie staram się robić pompki, podciąganie, brzuszki w zwisie na drążku. Parę razy w tygodniu przysiady na jednej nodze. Żadne inne ćwiczenie nie daje mi tak popalić. Pośladki bolą mnie przez kolejne dwa dni – tak jak po mocnych startach. Robię po 10 przysiadów na każdą nogę do pełnego przysiadu na całej stopie. Jeśli nie daję rady więcej, robię jeszcze po 20 do półprzysiadu. Do tego kilka razy w tygodniu ćwiczenia wzmacniające i rozciągające na plecy.

Wspinanie

Wpinanie to mój kolejny cel. Motywuje mnie, żeby robić wszystko to, co napisałam wyżej. Nie tylko nogi, ale plecy, ramiona, mięśnie głębokie, rozciąganie. Poza tym wspinanie jest mega fajne! Tu nie liczy się tylko siła, ale też technika, trzeba myśleć, być świadomym swojego ciała i każdego ruchu. Wspinanie nigdy się nie nudzi, bo jak zrobisz jedną drogę, to zawsze znajdziesz kolejne wyzwanie, coś trudniejszego, co wymaga większej pracy. Blisko domu mam ściankę na COS’ie, boulder i skałki w Ku Dziurze. Grzech nie korzystać! A może kiedyś to wspinanie pomoże mi w realizacji moich skrytych niebiegowych marzeń.

wspinanie, bouldering, ścianka wspinaczkowa

Skitury

Ja ciepłolud, naprawdę nie mogę doczekać się śniegu i zimy! Dlaczego tak bardzo lubię skitury? Bo można zrobić więcej kilometrów i metrów jednego dnia niż biegając. Zmęczenie pod górę nie jest tak duże jak przy biegu, a tysiąc metrów w dół to czasami kilka minut. Na skiturach pracuje całe ciało. Na stromszym podejściu zaraz wyjdą braki w sile ramion i pleców.

Przeeksplorowałam Tatry biegiem, teraz czas przejść je wzdłuż i wszerz na foce. Mam parę fajnych projektów skiturowo-zimowych, których nie będę zdradzać, póki się nie ziszczą. Bo może to potrwać nawet kilka lat 😉 Najważniejsze jest jedno, jest cel, jest frajda i jest zajawka na aktywność na świeżym powietrzu. Czego chcieć więcej?

Może Cię zainteresować

Dolina Żarska, skitury

Dolina Żarska. Podejście w stronę Smutnej Przełęczy

]]>
https://biegamwgorach.pl/wycisne-z-tej-zimy-ile-sie-da/feed/ 0
Jurek. Moje wspomnienie o Jurku Krzemińskim https://biegamwgorach.pl/jurek-krzeminski/ https://biegamwgorach.pl/jurek-krzeminski/#comments Sat, 24 Jun 2017 07:36:33 +0000 http://biegamwgorach.pl/?p=6120
Słwawskowski Szczyt, Tatry

Słwawskowski Szczyt, lipiec 2016

Jurek nie biegał po górach, żeby zrobić trening i nie startował w zawodach, żeby coś osiągnąć, zdobyć jakieś miejsce lub by ktoś go zauważył. Był tak skromny i nieśmiały, że ukrywał nawet radość, gdy na zawodach dobrze mu poszło i przybiegł w czołówce. W moim mieszkaniu stoi parę jego pucharów, których nie chciał kolekcjonować.

Był ze mną parę razy na treningu na stadionie i nawet bardzo mu się to spodobało. Potem opowiadał, że nawet wybrał się na stadion w Warszawie i zrobił ten sam trening i że było całkiem fajnie. Ale gdy się Buy Windows 10 product key przeprowadził do Zakopanego, nie chodził na stadion i nie trenował interwałów czy biegów ciągłych. Wybierał zawsze góry. Biegał po górach, bo to po prostu kochał, znajdował w tym dziecięcą radość, w górach czuł się szczęśliwy.

Często mówił z podziwem, że nie ma ode mnie w Polsce lepszej dziewczyny na zbiegach. Śmiałam się z tego, bo tak naprawdę, to ja w ciszy go podziwiałam za to, jak pędzi w dół po kamienistej, stromej ścieżce i jak zasuwa na podbiegach. Jurek pędził w dół z maksymalną prędkością po kamieniach, błocie, skakał po kamieniach, przeskakiwał przez przeszkody jak kozica, bawił się terenem, czuł go. Zbiegając patrzył daleko przed siebie wyłapując w ułamku sekundy przeszkody, które trzeba pokonać. Zawsze powtarzał, że im dalej potrafisz patrzeć przed siebie, tym szybciej potrafisz zbiegać. On nie biegał po górach, on fruwał.

Na początku miałam wrażenie, że byłam dla niego inspiracją. Dla biegania „rzucił” rower i dla gór przeprowadził się do Zakopanego. Ale teraz widzę, że to on był dla mnie inspiracją i motywacją. Podziwiałam jego umiejętności i siłę, zazdrościłam podejścia do życia i do biegania. Ja zbyt nastawiałam się na trening i wyniki. On każdego dnia po prostu cieszył się tym, że może iść w góry.

Dla Jurka najważniejsze były przeżycia w górach. Zanim przeprowadził się do Zakopanego, przyjeżdżał tu w niemal każdy weekend od 2007 roku, coraz częściej i częściej. Pasja wypełniała całe jego życie, poświęcał jej cały swój wolny czas. Nie dbał o karierę i sprawy materialne.

Poznaliśmy się na wycieczce biegowej zimą. Przyszedł nieśmiały, młody chłopak w okularach i powiedział, że to będzie jego pierwsze bieganie, że kocha rower i jeździ nim po górach, ale chce zobaczyć, jak to jest po nich biegać. To była mroźna sobota, sypał śnieg. Wybraliśmy się z Kościeliska do Doliny Chochołowskiej, dalej przez Iwaniacką Przełęcz i Doliną Kościeliską, powrót Drogą pod Reglami. Dużo brnęliśmy w kopnym śniegu. Jurek cały czas ekscytował się tylko opowiadaniem o rowerze, że ciekawe, jak na tym szlaku jechałoby się na rowerze, jakby było zimą a jak latem, na jakich oponach. Nic wtedy nie wskazywało, że wciągnie się na całego w bieganie. Zrobiliśmy ponad 30 km i nie zauważyłam u niego żadnego zmęczenia. Nie wyglądał na kogoś, kto właśnie zrobił swoje pierwsze górskie długie Buy Windows 10 key wybieganie, ale tak było.

Następnego dnia biegałam na Drodze pod Reglami i przypadkiem spotkałam Jurka. Był oczywiście na rowerze. Mówił, że bieganie jest fajne, ale to rower jest najfajniejszy. Nie uwierzyłabym, gdyby mi ktoś wtedy powiedział, że ten niepozorny chłopak w okularach za rok będzie tutaj mieszkał i przemierzał na biegowo tatrzańskie szlaki zimą i latem, jeździł ze mną na zawody i jarał się kolejnymi, że będziemy niemal codziennie studiować mapę Tatr i obmyślać kolejne trasy.

Po tej długiej wycieczce zaczął mnie coraz więcej wypytać o bieganie. Dowiedziałam, że już od paru lat przyjeżdża w Tatry regularnie z rowerem, czasami w każdy weekend. Wstaje o 4 rano, żeby skończyć wycieczkę przed porankiem. Sam. Prawdziwy pasjonat – myślałam wtedy. I trochę szalony. Zaczęliśmy coraz więcej rozmawiać o bieganiu. Jurek  przyjeżdżał prawie w każdy weekend, rzecz jasna z rowerem, bieganie interesowało go jakby tylko teoretycznie. Nawet raz wyciągnął mnie na rower i zmienił moje górskie opony na jeszcze bardziej terenowe. Chciał mnie wciągnąć w rower. Ale stało się odwrotnie.

Jerzy Krzemiński, Tatry

Pewnego dnia, nie pamiętam już dokładnie kiedy, przyjechał jak zwykle z rowerem, ale umówiliśmy się na wspólne bieganie. I tak to się zaczęło. Nadal przyjeżdżał z rowerem, ale robił jedną wycieczkę rowerową, a jedną biegową. Pewnego weekendu w ogóle na niego nie wsiadł. Śmialiśmy się, że przytachał ten rower taki kawał pociągiem i autobusami, by na miejscu o nim zapomnieć. I tak zaczął coraz częściej przyjeżdżać bez roweru. Jego starzy „rowerowi” znajomi nie mogli w to uwierzyć. Jak to Jerzyk w górach bez roweru? Przecież on nie lubił biegania?

Potem zaczęliśmy rozmawiać o przeprowadzce. Już nie pamiętam, czy on sam zaczął temat, ale chyba kiedyś powiedział, że też chciałby tu mieszkać na stałe. Szybko podłapałam temat i już mu nie odpuściłam. Nie sądziłam, że potraktuje to tak poważnie. Nie minęło wiele czasu, a tak po prostu i ze spokojem mi mówi, że znalazł pracę w Zakopanem! Wahał się tylko, bo nie miała nic wspólnego z serwisem rowerów, a to umiał robić naprawdę dobrze. Ale miała związek z górami i z bieganiem. Przekonywałam go, że szybko się wszystkiego nauczy. I tak właśnie się stało. Niedługo potem wiedział o sprzęcie biegowym prawie wszystko i był niezawodnym doradcą w sprawie butów, ubrań i wszelkiego rodzaju szpeju nie tylko biegowego ale i górskiego.

Był niezawodnym przyjacielem. Zawsze mogłam na niego liczyć. W dzisiejszych egocentrycznych czasach, gdzie ludzie najbardziej skupieni są na sobie, a nie na ludziach wokół, był wyjątkiem. Pomagał mi zawsze, gdy tylko mógł, przed pracą, po pracy, przed treningiem, po treningu i robił to z prawdziwą radością. Był niesamowicie inteligentny. Czasami nie mogliśmy się przez to dogadać, miałam wrażenie, że nadinterpretuje każde moje słowo i szuka w tym, co mówię, jakiegoś innego znaczenia. Otwierał się bardzo powoli. Ale z czasem zaczęliśmy nadawać na tych samych falach.

Jerzy Krzemiński, Tatry

Bardzo lubiłam z nim biegać. Był lepszy ode mnie, dużo silniejszy, ale starał się mi zbytnio nie uciekać, dostosowywał swoje tempo do mojego. Nigdy nie marudził, że za wolno, że robimy przystanki na zdjęcia. Samo przebywanie w górach sprawiało mu po prostu niesamowitą frajdę. Znajdował w bieganiu wręcz dziecięcą radość. I nigdy niczego się nie bał, nawet gdy ja trzęsłam się ze strachu. Dlatego lubiłam z nim biegać. I jeszcze dlatego, że znał doskonale topografię Tatr. Biegliśmy, a on opowiadał jakie szczyty wyłaniają się przed nami. Bez znaczenia, czy byliśmy w Tatrach Polskich czy w mało znanych zakątkach Tatr Zachodnich na Słowacji, gdzie wyłaniały się na południu pasma nieznanych mi słowackich lub węgierskich gór. Znał wszystkie szczyty Tatr Niżnych, Małej i Dużej Fatry, pasma gór na Węgrzech, których nazw już nie pamiętam. Podawał nazwy szczytów wraz z dokładną wysokością i opowiadał, co wyłania się przed nami na dalekim horyzoncie, gdy staliśmy na Bystrej w mroźne grudniowe popołudnie. Tak było zawsze, na każdej wycieczce.

Po naszej ostatniej wspólnej wycieczce 30 września 2016 roku, gdy przebiegliśmy razem Orlą Perć i wracaliśmy wieczorem z Murowańca powiedział: Nigdy niczego nie brałem, ale czuję się jak na głodzie. Kochał bieganie i góry pond wszystko. Wiem, że był tutaj bardzo szczęśliwy!

* * *

PS. Ten wpis przeleżał „w szufladzie” 9 miesięcy. Nie mogłam go opublikować. Dzisiaj jest dobry moment. Dziś, 24 czerwca 2017 roku, jest poświęcenie tablicy pamięci Jurka na Wikrotówkach. Jeśli będziecie w Tatrach, może znajdziecie czas, żeby tam zajrzeć.

PPS. Niedługo opublikuję najciekawsze trasy biegowe Jurka w Tatrach wraz z czasami, jakie osiągał. Jest się czym inspirować!

Jerzy Krzemiński, Wiktorówki, Tatry

Tablica pamiątkowa na Wiktorówkach, Tatry. Poświęcona 24 czerwca 2017 roku

 

]]>
https://biegamwgorach.pl/jurek-krzeminski/feed/ 7
Dlaczego joga i od czego zacząć? https://biegamwgorach.pl/dlaczego-joga/ https://biegamwgorach.pl/dlaczego-joga/#comments Mon, 22 May 2017 15:37:07 +0000 http://biegamwgorach.pl/?p=5940 Kasprowy Wierch, Tatry, biegaczka, yoga, runner,

To nie jest kolejny tekst o tym, że joga jest dobra dla biegaczy, bo rozciąganie, bo wzmacnianie, bo… Przerabiałam już to i te racjonalne argumenty nie sprawiły, że pokochałam jogę. Piszę o tym, jak – z wewnętrznej potrzeby – zaczęłam przygodę z jogą i co wniosła do mojego życia, jak zmotywować się do czegoś – bo o to prosi nasze ciało, a nie dlatego, że coś powinnam.

Dlaczego joga?

Odkąd pamiętam nie przepadałam za jogą. Byłam raz w Warszawie za zajęciach z jogi i to był ostatni raz. Nic się nie dzieje, tętno nie rośnie, mięśnie nie bolą, nuda, nuda, nuda – tak odebrałam wtedy jogę. Też mieliście takie pierwsze wrażenie? Nie przekonywało mnie, że to dobry trening uzupełniający pod bieganie, że rozciąganie, że wzmacnianie. Po prostu dla tak energicznej osoby jak ja, joga to katusze!

Nadszedł jednak okres w moim życiu, gdy musiałam przyjrzeć się głębiej sobie, swojemu podejściu do biegania, do treningu i do siebie samej. Nie mogłam spać, nie potrafiłam się zrelaksować, byłam ciągle osłabiona, nie mogłam biegać ani mocno trenować. Czułam się tak, jakbym straciła kontakt ze swoim ciałem. Ja nie słuchałam jego, ono nie chciało słuchać mnie.

Chciałam i musiałam zmienić moje dotychczasowe podejście do siebie. Mogłabym je opisać tak: wiecznie w biegu, ciągle nowe wyzwania, pomysły, emocje, plany, cele, brak odpoczynku, odprężenia, ciągły stres (trening to też stres!). Moje ciało powiedziało stop. Ale zwykły odpoczynek, od pracy, od treningów, wakacje, wyjazd na Sycylię – nic nie pomagało, nadal nie mogłam ani spać, ani się odprężyć. Leki nasenne niewiele pomagały. Czułam się jak wrak, jakbym wpadła w jakąś pułapkę.

Zaczęłam od początku. Gdy mieszkałam w Warszawie często chodziłam na masaże. Tutaj, w Kościelisku, ciężko mi było znaleźć kogoś dobrego i zupełnie o tym zapomniałam.

Znalazłam świetną masażystkę Anię Łukaszczyk z Zakopanego, która już swoim głosem sprawiła, że poczułam się lepiej. Zauważyła, że w ogóle nie oddycham. Poleciła mi ćwiczenia oddechowe. Taka prosta rzecz jak oddychanie, a często się o tym zapomina. Zaczęłam głęboko oddychać i koncentrować się na oddechu. I zaczęłam lepiej spać!

Potem wizyta u kolejnego lekarza w Krakowie. Też mówił o oddychaniu, harmonii ciała i zalecił mi jogę. O tej jodze szybko zapomniałam, no bo przecież była „be”. Aż pewnego dnia jedna z moich podopiecznych poprosiła mnie o jakieś ćwiczenia rozciągające, też gorzej spała od pewnego czasu. Poleciłam jej właśnie jogę. A dokładnie 30-dniowy kurs Hatha Yoga z rewelacyjną Fightmaster.

Sama do tego nie zajrzałam, ale po paru dniach moja ciekawość była silniejsza i w końcu kliknęłam w link, który wysłałam mojej podopiecznej. Zrobiłam pierwszy dzień kursu i byłam zachwycona! Dawno nie czułam się tak odprężona i zrelaksowana. To były bardzo lekkie ćwiczenia z dużą ilością głębokiego, świadomego oddychania. Poczułam własne ciało, poczułam siebie. I wcale nie miałam wrażenia, że nic się nie dzieje. Dzieje się bardzo dużo! Mam poczucie, że energia przepływa przez moje ciało, że się oczyszczam, czuję harmonię, jestem tu i teraz.

joga, Tatry, Rusinowa Polana, biegaczka

Tatry, Rusinowa Polana

Co daje mi joga?

  • świadomość swojego ciała
  • odprężenie
  • wyciszenie
  • bycie tu i teraz
  • naładowanie energią
  • wzmocnienie ciała (mięśni głębokich)
  • rozciąganie

Jak zacząć, jak się zmotywować?

Nie namawiam do niczego, ale warto spróbować, choćby zacząć od oddychania, a tym bardziej, jeśli masz trudniejszy czas w życiu. Jeśli chcesz zacząć coś nowego i masz pewne obawy czy uprzedzenia, pomyśl tak:

Nic nie musisz.

Otwórz się na nowe doświadczenie, bez żadnego nastawienia, bez oczekiwań.

Obserwuj, jak to na Ciebie działa, jak się czujesz.

Dlaczego 6 lat temu joga w ogóle mnie nie zainteresowała? Bo poszłam na zajęcia z nastawieniem, że powinnam, że muszę, prawdopodobnie byłam spięta i zwracałam uwagę na powierzchowne rzeczy, a nie na to, co dzieje się we mnie, w środku. Nie wyniosłam z tych zajęć nic, bo nie spełniły moich oczekiwań. Warto próbować w życiu nowych rzeczy, ale trzeba do nich pochodzić z ciekawością, z otwartym umysłem i sercem.

Początkującym bardzo polecam

  • Hatha Yoga Happiness 30 Day Program – link tutaj
  • Yoga for Beginners 30 Day Challenge – link tutaj

Joga, Tatry, biegaczka, zachód słońca, góry

Tatry, Przysłop Miętusi

Zdjęcia: Jacek Frąckowiak

]]>
https://biegamwgorach.pl/dlaczego-joga/feed/ 3
Nie trać czasu na życie cudzym życiem https://biegamwgorach.pl/nie-trac-czasu-na-zycie-cudzym-zyciem/ https://biegamwgorach.pl/nie-trac-czasu-na-zycie-cudzym-zyciem/#comments Wed, 17 May 2017 04:00:54 +0000 http://biegamwgorach.pl/?p=6010 bieganie, Tatry, biegaczka, trening, ultramaratony, CamelBak

Ludzie lubią emocjonować się sukcesami innych. A miarą sukcesu jest dla nich to, ile i jak głośno się o nim mówi. Śledzą życie znanych sportowców, gwiazd i celebrytów. Dzielą ludzi na tych, którym się „udało” i na tych, którzy wiodą przeciętne, szare życie. Niestety często zaliczają się do tych drugich. Nie zauważają, że życie cudzym życiem i żaden, nawet najbardziej nagłośniony „sukces” nie daje szczęścia.

Szczęściem jest emocjonowanie się WŁASNYM życiem, realizowanie własnych małych i dużych pasji i rozwijanie swojego potencjału. Robienie tego bez względu na to, co myślą o tym inni i czy w ogóle o tym coś myślą.

Jestem szczęśliwa, że codziennie ćwiczę jogę, 40 minut na macie daje mi poczucie harmonii i energię na cały dzień. Jestem szczęśliwa, gdy widzę skaczącego przy mnie Forka na naszych górskich wycieczkach, że jestem sprawna i codziennie mogę być w górach, że mam pracę, którą lubię i która daje mi wiele swobody. Jestem szczęśliwa, że są wokół mnie bliscy, na których mogę liczyć i to ich życie mnie obchodzi. W końcu, że mam marzenia i krok po kroku KAŻDEGO dnia je realizuję. Moje życie dostarcza mi tyle radości i pozytywnych emocji, że nie mam potrzeby ani czasu na śledzenie na plotkach, blogach czy w telewizji życia obcych mi osób.

I tego Ci życzę!!!

PS. Gdy czytasz ten post piję pewnie kawę w Murowańcu ze starym znajomym, albo jestem już na Zawracie.

]]>
https://biegamwgorach.pl/nie-trac-czasu-na-zycie-cudzym-zyciem/feed/ 1
Kierunek góry https://biegamwgorach.pl/kierunek-gory/ https://biegamwgorach.pl/kierunek-gory/#respond Mon, 15 May 2017 16:30:25 +0000 http://biegamwgorach.pl/?p=5998 Warszawa. Wybiegałam dziś 10 km, znalazłam nawet jakieś pagórki. Nawdychałam się na zapas warszawskiego powietrza. Musi mi wystarczyć na jakieś dwa miesiące, może dłużej? Teraz w góry! Siedzę w pociągu i rozmyślam o górach, o Warszawie. Jestem jakby pośrodku. Patrząc przez okno widzę swoje życie z dystansu i upewniam się, czy jadę w dobrym kierunku. Gdy jestem w Warszawie zawsze powraca ta sama myśl. Mogłabym tu mieszkać, odnalazłabym się na nowo. Fajne są wieczorne wyjścia ze znajomymi i poczucie, że jest się ze wszystkim na czasie. Przybyło kilka nowych knajp, budowa metra mozolnie, ale postępuje, a poza tym nic się nie zmieniło. To fajne miasto. Ścieżki biegowe nad Wisłą czekają dokładnie w tym samym miejscu, w którym biegałam ostatnio trzy lata temu. Lasek Bielański aż się prosi, żeby z lekkością przemknąć przez jego pagóraski. O jak bardzo bym tu pobiegała! Dzięki bieganiu szybko oswoiłabym się na nowo. I bez wątpienia wpadłabym w wir pracy i służbowych obowiązków. Gdy stoję przy ruchliwej ulicy uświadamiam sobie, że Zakopane jest jak koniec świata. Kończy się murem gór, gdzie czas płynie dużo wolniej, gdzie nie docierają światowe trendy i nowinki. Im dużej jestem w Warszawie, tym bardziej myślę o górach. To miasto mnie motywuje. Mam plan. Plan, który nie ma żadnego ekonomicznego uzasadnienia, ale tak mnie ekscytuje, że myślę o nim wręcz kompulsywnie. Chcę wstawać o 5 rano i o świcie być już na szlaku. Chcę jeszcze więcej być w Tatrach i jeszcze mocniej ich doświadczać. Jest tak wiele jeszcze nieznanych mi ścieżek i niedobytych szczytów. Jest co robić. Jest do zrobienia kawał nikomu niepotrzebnej roboty. Wiem, że to dobry kierunek.

Kierunek góry

]]>
https://biegamwgorach.pl/kierunek-gory/feed/ 0
Ciesz się, że możesz to robić! https://biegamwgorach.pl/ciesz-sie-ze-mozesz-to-robic/ https://biegamwgorach.pl/ciesz-sie-ze-mozesz-to-robic/#comments Tue, 02 May 2017 12:53:05 +0000 http://biegamwgorach.pl/?p=5955 1 maja. O tej porze roku zwykle byłam skupiona na planie treningowym i denerwowałam się, gdy tylko coś z niego wypadło, myślałam tylko o zawodach i mojej formie. Ciągle się stresowałam. To doprowadziło mnie do problemów ze snem, chronicznego osłabienia, spadku formy i prawie depresji.

Wczoraj miałam najlepszy warun skiturowy w tym roku i najfajniejszą turę. Zaczęłam dzień od jogi, potem spędziłam kilka godzin w górach w palącym słońcu. Weszłam dwa razy na Kasprowy, zjechałam z Liliowego, szłam granią w porywistym wietrze, podziwiając wyłaniające się szczyty. Zjechałam z Kasprowego, gdy na stoku było już zupełnie pusto i cicho, pomarańczowe słońce chowało się za góry. Narty sunęły szybko po śniegu delikatnym jak masło. Przed snem zrobiłam jeszcze 20 minut jogi.

Nie myślę o formie, nie skupiam się na zawodach, cieszę się tym, że mogę robić w górach to, co kocham.

Nie stresuj się życiówkami i zawodami. Nie traktuj biegania tak bardzo serio. Nic nie musisz. Baw się bieganiem, czy innym sportem, tym, co tak bardzo lubisz. Ciesz się, że MOŻESZ to robić

]]>
https://biegamwgorach.pl/ciesz-sie-ze-mozesz-to-robic/feed/ 2
Góry stoją w tym samym miejscu https://biegamwgorach.pl/gory-stoja-w-tym-samym-miejscu/ https://biegamwgorach.pl/gory-stoja-w-tym-samym-miejscu/#comments Tue, 11 Oct 2016 11:47:20 +0000 http://biegamwgorach.pl/?p=5671 Wszystko w jednym momencie traci sens. To co było pasją, staje się głupim zajęciem. Staje się obojętne. To, co cieszyło, smuci. Góry były wczoraj piękne, dzisiaj są okrutne.

Miałam do opublikowania teksty, o treningu, o sprzęcie. No ale kto będzie to teraz czytał, kogo to teraz obchodzi. To całe bieganie, te przygody wydają się takie dziecinne. Bo kim jesteś wobec gór, co możesz? Tobie się tylko wydaje, że coś możesz.

Takie właśnie są – nieprzewidywalne. W jednej chwili są takie piękne w słońcu, a nagle znikają za mgłą i chmurami. W jednej chwili rozmawiasz z człowiekiem, a zaraz go nie ma. A ja głupia myślałam, że mnie to nie dotyczy, że takie rzeczy to tylko w książkach o Himalajach…

Jeszcze parę godzin temu z nim rozmawiałam, dał mi swoją zajebistą kurtkę, w sam raz na mnie, przyniósł mi naprawione buty, wyszedł z Forkiem. Przyszedł bezinteresownie, bo byłam przeziębiona, jak zawsze, kiedy go poprosiłam, gdy trzeba było w czymś pomóc, odśnieżyć podwórko albo wnieść drewno. A gdy nie było trzeba, to sam wymyślał, a to że zmieni opony w moim rowerze, a to kupi lepszą kierownicę, zmieni korbę, przyniesie jakiś nowy sprzęt. A potem poszedł jak zawsze na trening. I nie wrócił. I w jednej chwili tracisz przyjaciela.

Tyle wspólnych planów, pomysłów, startów, tyle szlaków, które mieliśmy razem przebiec. Teraz już się nie będzie chciało. Nie będzie z kim zaplanować, z kim jarać się nowymi pomysłami, z kim sterczeć godzinami nad mapą, gadać godzinami o nowym sprzęcie i wyszukiwać fajnych miejsc na wycieczki.

Na razie wszystko jest w rozsypce, nie wiem nawet, czy mogę cokolwiek zaczynać i w jakim iść kierunku.

Te same szlaki nie będą już takie same, a góry stoją w tym samym miejscu.

PS. Zbieram myśli, żeby coś napisać, żebyście biegali po górach bezpiecznie i zawsze wracali ze swoich wycieczek.

Słwawskowski Szczyt, Tatry

Słwawskowski Szczyt, lipiec 2016

]]>
https://biegamwgorach.pl/gory-stoja-w-tym-samym-miejscu/feed/ 44