Mocny sierpień – ciężka praca popłaca?

Uwielbiam trening, mocny trening, ciężką pracę, która przynosi efekty. Nie lubię drogi na skróty. To sprawia, że często robię dużo więcej, niż potrzeba do osiągnięcia celu. Gdy pisałam pracę magisterską, to wyszedł z tego prawie doktorat, na studiach byłam cyborgiem, w pracy przesiadywałam po godzinach (do imprezowania podchodziłam równie ambitnie). Parę lat temu mój zapał do pracy przeniosłam na bieganie.

Miałam taki rok, 2014, gdzie trenowałam niemal codziennie, nawet gdy miałam szwy w kolanie i nie mogłam przez miesiąc biegać, to codziennie robiłam ćwiczenia. Wtedy przez dwa lata byłam na diecie wegańskiej, jadłam całe tony surowych owoców, warzyw, orzechy i strączki. Czułam się świetnie, jak nigdy przedtem, jakbym była o 10 lat młodsza i w ogóle nie chorowałam. Wszystko się posypało, gdy przeprowadziłam się do Kościeliska, zmiana klimatu, zaczęłam chorować na zatoki. No i zmiana diety. Jadłam więcej kasz, nabiał i pieczywo. Dodatkowo za ciężko trenuję, więcej biegam po górach, robię więcej mocnych treningów, dużo więcej metrów w pionie, co przekłada się na większą liczbę godzin, stale narażam się na chłód i wiatr. Efekt jest taki, że nie biegam dużo lepiej.

No dobra, żeby nie zasmęcać. Mobilizuję się do zmian. Wracam do sprawdzonej diety i zobaczę co się będzie działo. A co do treningu, moje postanowienie to maksymalnie jedno górskie wybieganie w tygodniu, a nie np. trzy.

To gwoli przydługiego wstępu nie na temat, a jak wyglądał mój sierpień?

5 sierpnia biegłam Tromso Skyrace – relację możecie przeczytać tutaj. Uwaga, to prawdziwy dreszczowiec!

Przed Tromso dużo nie biegałam. To było 3 tygodnie po Gran Paradiso. Zrobiłam 2 mocniejsze treningi, w tym we wtorek, 4 dni przed zawodami.

Po Tromso stwierdziłam, że odpuszczam start w Glen Coe i Els2900. Jeśli przeczytaliście relację, to wiecie, czemu odechciało mi się ekstremalnych startów. Nie dlatego, że boję się ekspozycji. Jeśli tak myślicie, to bardzo spłaszczacie mój tekst. Nie boję się skał, ekspozycji i gór. Wręcz przeciwnie, uwielbiam taki teren i kocham takie wyzwania! Ale jestem też wrażliwa, może za bardzo i wypadki, tragedie, śmierć kogoś bliskiego bardzo odbija się na mojej psychice. Ciągle przeżywam ten wypadek i dlatego mam na razie niesmak do tego typu zawodów. Wiem, że to przejdzie, ale potrzebuję więcej czasu. Zmieniłam plany, zapisałam się na krótsze, normalne biegi (od płaskiej piątki do górskiego maratonu) i chcę popracować nad szybkością.

Tydzień po Tromso, wiadomo, stanął pod znakiem regeneracji. Pojechałam na tydzień do brata do Wrocławia. Coś razem poczłapaliśmy, a na pierwsze dłuższe bieganie byłam gotowa dopiero w niedzielę, pobiegaliśmy 15 km na Ślęży.

bieganie na Ślęży

bieganie na Ślęży

Kolejny tydzień był ciężki.

poniedziałek – truchtanie 5 km

wtorek – Gerlach, czyli 16 km i 1600 m

środa – 8 km na Drodze pod Reglami

czwartek – 25 km i 1600 m, na Jagnięcy Szczyt od Zadnich Koperszadów, w tym parę mocniejszych kilometrów pod górę i na koniec

piątek – rower 40 km + mocny, głęboki masaż

sobota – 13,5 km, 700 m. Byłam bardzo osłabiona po masażu, z trudem chodziłam, przy próbie biegania mięśnie stawiały opór, jakbym biegła w wodzie z obciążeniem. Ale był Bieg Granią Tatr. Doczłapałam się jakoś do Murowańca, żeby pokibicować i donieść żele Błażejowi.

niedziela – wreszcie odpoczynek

Gerlach na biegowo

Gerlach na biegowo

W następnym tygodniu wiedziałam, że powinnam odpocząć. Odsapnęłam tylko dwa dni i ruszyłam z treningiem.

wtorek – rozbieganie i rytmy 4 x 100

środa – 2 i 3 zakres na podbiegu, razem 12,5 km, 470 m

czwartek – Tatry 18,5 km, 1530 m, w tym mocny wbieg na Małołączniak (mój PR 1:18 od bramki w Małej Łące)

piątek – po tych dwóch treningach byłam naprawdę mocno zmęczona, w ramach spaceru z Forkem przejechałam 10 km na rowerze

sobota – Tatry 25 km i 1850 m. Wiem, że powinnam zrobić coś lekkiego, ale miałam trening z podopieczną. Myślałam, że zrobimy 15 km po Tatrach, ale wyszła spora i przepiękna wycieczka: przez Rohackie Plesa, Rakoń, Wołowiec, Grześ i przełęcz w Osobitej

niedziela –  10 km w 2 zakresie. Byłam już potwornie zmęczona, ledwo wstałam z łóżka, ale miałam zaplanowany start na dychę na Goniackiej. Stwierdziłam, że to będzie dobry trening na zmęczeniu i był, tylko zapłaciłam za to dużym osłabieniem.

Rysy w 2:06 z Palenicy

Rysy w 2:06 z Palenicy

I tak w kolejnym tygodniu przez 3 dni nie byłam w stanie biegać.

W czwartek Jacek mnie podkusił i wybraliśmy się na Rysy. Chciałam zmierzyć się z rekordem Natalii – 1:56 z Palenicy na szczyt. Ale gdy zaczęliśmy biec, już widziałam, że nic z tego nie będzie. Nie byłam w stanie na prawie płaskim asfalcie wejść w 2 zakres, mimo, że nogi miałam świeże i nic mnie nie bolało. To jest objaw dużego przemęczenia, znak, że trzeba porządnie odpocząć. Wbiegłam na te Rysy w 2 godziny i 6 minut. Wiem, że na pełnym wypoczynku mogę urwać te 10 minut. Rekordu nie było, ale mieliśmy wspaniałą wycieczkę!

Byłam w szoku, że o godzinie 9 na szczycie jest już 20 osób i ciągle ich przybywa, kilkadziesiąt turystów wyprzedziłam na podejściu. Była cudowna pogoda, cieplej niż w najlepsze dni latem, zero wiatru, słońce, sucho. Z Rysów zbiegliśmy do Chaty pod Rysami na obiad, a potem weszliśmy z powrotem na Wagę. Nie było sensu wracać tą samą drogą i stać w korkach na szlaku. Zeszliśmy z Wagi do Doliny Ciężkiej. Przypomniał mi się zbieg z Hamperokken na Tromso – stromo, osypujące się piargi, które potem zastąpiły duże głazy. Jacek słabo sobie radzi sobie w takim terenie, więc człapaliśmy 😉 W Ciężkiej jak zwykle było przecudnie – to moja ulubiona dolina w Tatrach! Dalej zbiegliśmy do Doliny Białej Wody, a potem na parking w Palenicy. Piękna wycieczka, razem 28 km i 1750 m.

Byłam wykończona. Potrzebowałam 5 dni odpoczynku, żeby dojść do siebie po tych wszystkich długich i mocnych treningach. Pamiętajcie, gdy czujecie się osłabieni, podziębieni, przemęczeni, lepiej odpuście bieganie, a już na pewno mocne jednostki.

Tatry, Dolina Ciężka

Moja ulubiona Dolina Ciężka

Podsumowując sierpień

bieganie: 266 km, +15.600 m

rower: 76 km, +600 m (a chciałam dużo więcej)

czas wszystkich aktywności: 46 godz. i 45 min

W sobotę startuję w Krynicy na 34 km. Zobaczymy, co dały mi te wszystkie mocne treningi. Trzymajcie kciuki i do zobaczenia na trasie!

Rysy na biegowo

Zdjęcia: Błażej Łyjak, Jacek Frąckowiak, Olga Łyjak

2 komentarze do "Mocny sierpień - ciężka praca popłaca?"

  • comment-avatar
    Jacek
    24 września 2017 (21:17)
    Odpowiedz

    „Z Rysów zbiegliśmy do Chaty pod Rysami na obiad…” – nie ma to jak obiad o 10 rano 😉


Skomentuj biegamwgorach

HTML jest dozwolony